Archiwa: <span>Blog</span>

end-3408301_640

Polska 2015-2020. Początek końca?

40

 

Prof. dr hab. Andrzej Piasecki
Dyrektor Instytutu Prawa, Administracji i Ekonomii

Mój Mistrz, prof. Wojciech Wrzesiński, prawdziwy ,,producent’’ doktorów (po sześćdziesiątej promocji przestał ich liczyć), z ironiczną wyższością traktował inne dyscypliny naukowe. Mawiał na przykład, że nauki prawne, ekonomia i finanse, a także nauki o polityce i administracji – ,,wszystko to są nauki pomocnicze historii’’.  (Spodziewam się, że po takim wstępie moi koledzy po fachu: prawnicy, politolodzy, ekonomiści w napięciu przeczytają ten tekst do końca).

Przedstawiciele wielu dyscyplin naukowych (a w Instytucie mamy też reprezentantów socjologii, nauk o zarządzaniu i jakości) zgodzą się zapewne, co do przełomowego znaczenia roku 2020. Będzie to koniec wielu zjawisk, rok znaczących wydarzeń, a zarazem czas nowych ludzi, początek czegoś ,,innego’’. W przyszłości wiele książek będzie oznaczonych cezurą 2020 roku.

Sam przymierzałem się do napisania kolejnej (jak w tytule), ale uprzedził mnie prof. Antoni Dudek. Mam nadzieję, że będzie to odpowiedź na paszkwil pt. ,,Wygaszanie Polski 1989-2015’’, a zarazem dokumentacja autentycznego początku końca Polski jaką znamy. Zaczęło się to w 2015, a rok 2020 będzie tu kamieniem milowym. Dlaczego? Wiadomo: pandemia, wybory, kryzys i wszystkie tego konsekwencje.

Piszę o tym jako kronikarz dziejów, z zawodu i z zamiłowania, bez zadęcia, bez pokrzepiania serc, ot tak, z umiarkowanym pesymizmem. Wrodzony krytycyzm oraz profesjonalne szkiełko i oko, zmuszają do trzeźwego oceniania realiów. Są one bardzo złożone i ciekawe, a to samo w sobie powinno zachęcać oceny, komentarza, zbadania.

Na naszym instytutowym podwórku, początek końca też ma swój wymiar. Kończy się rok akademicki, zaczyna się nietypowa – bo zdalna – rekrutacja. Finału doczekali studenci prawa, kończąc 5-letni  cykl nauki i rozpoczynając pierwsze egzaminy magisterskie on-line. Zresztą

wszyscy tegoroczni magistranci zapoczątkują nowy styl zdawania tego egzaminu. Bądźcie przygotowani, spokojni i wyrozumiali. Zaręczam, że dla członków komisji też będzie to stresujące.

Tak… Wiele się skończy w 2020 r. Coś nowego / innego też się zacznie. Finis coronat opus. Więc alleluja i do przodu!  

sphere-5231920_1920 [pedro_wroclaw on Pixabay]

Kto pyta, nie błądzi

20Tags: , , ,

 

dr Elżbieta Szczygieł
Katedra Badań nad Zrównoważonym Rozwojem

Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jako, że jesteśmy członkami społeczności akademickiej, przyjmijmy zatem tę bardziej elegancką wersję zakończenia, że jest to „stopień do wiedzy”. Swoją drogą wolę nie myśleć, jak liczna rzesza ankieterów GUS podążyłaby w miejsce opisane w pierwszej księdze największego poematu Dantego gdybyśmy jednak nie zmienili myślenia. A dlaczego ankieterów? Bo dziś nieco o badaniach prowadzonych przez GUS właśnie…

W swoim poprzednim poście wstrzymywałam się przed wyciąganiem jakichkolwiek wniosków w temacie jak SARS-CoV-2 wpłynie na gospodarkę. Zresztą, teraz też się wstrzymam. Analizę ogromnego materiału danych zostawię mądrzejszym. Dla siebie zachowam tylko coś, co jest mi bliskie. Dla mnie ekonomia zaczyna się i kończy w domu. I choć „wychodzi”, „zagląda wszędzie”, to i tak „wraca” do domu właśnie. Nasze portfele to nieustanne źródło ciekawych obserwacji. Na tyle istotnych, że GUS pyta o nie m.in. w badaniu pn. Koniunktura konsumencka[1]. Od kwietnia badanie to jest poszerzone o zestaw pytań dotyczących oceny wpływu pandemii na bieżącą i przyszłą sytuację materialną naszych gospodarstw domowych. Kluczowym wskaźnikiem prezentowanym w badaniu jest wskaźnik ufności konsumenckiej, prezentowany zarówno jako bieżący (czyli dotyczący oceny aktualnej sytuacji), jak i wyprzedzający (czyli dotyczący jej prognozy). Jak wskazuje GUS obydwa wskaźniki przyjmują wartości z przedziału [-100; 100]. Jeśli wskaźnik ma wartość dodatnią oznacza to, że więcej pytanych było nastawionych optymistycznie do sytuacji. Jeśli jednak wskaźnik przyjmuje wartości ujemne – przewagę mają pesymiści. Na koniec grudnia 2019 r. wartość bieżącego wskaźnika ufności konsumenckiej wynosiła 4,3, czyli w podanej skali wcale nie tak dużo, jednak in plus. Niestety, kiedy problem koronawirusa zaczął dotyczyć naszego podwórka wskaźnik ten zaczął gwałtownie spadać. Jeszcze w marcu br. wyniósł 1,3, ale już w kwietniu spadł do poziomu (-36,4). W maju jego wartość lekko podwyższyła się do (-30,1), ale wciąż jest to wartość ujemna (Wykres 1).

Wykres 1. Wartość bieżącego wskaźnika ufności konsumenckiej – BWUK (ujęcie miesięczne)

Źródło: opracowanie własne na podstawie Koniunktura konsumencka – maj 2020 r. Informacje sygnalne, GUS, 20.05.2020 r.

 

Swoją drogą, warto zauważyć, że wcześniejsze wartości wskaźnika nigdy nie były „symetryczne” na plus, względem tych ujemnych. O wiele częściej były to wartości ujemne i nie odpowiadały im analogiczne wartości dodatnie w okresach większego optymizmu (Wykres 2).

Wykres 2. Wartość bieżącego wskaźnika ufności konsumenckiej (ujęcie roczne)

Źródło: jak na Wykresie 1.

 

Oznaczać to może pewną nieufność konsumentów, na co wskazywałyby także wartości wyprzedzającego wskaźnika ufności konsumenckiej. Ich analiza pozwala stwierdzić, że pytani coś już, przysłowiowo, „czuli pod skórą”, skoro jego wartość już w grudniu 2019 roku była ujemna (Wykres 3).

Wykres 3. Wartość wyprzedzającego wskaźnika ufności konsumenckiej – WWUK (ujęcie miesięczne)

Źródło: jak na Wykresie 1.

 

Pytania dodatkowe zadawane przez GUS a dotyczące wpływu pandemii pozwalają na zaobserwowanie „oswajania się” z sytuacją kwarantanny i obostrzeń sanitarnych. Respondenci pytani w badaniu, jeszcze w kwietniu br. uważali, że pandemia jest dużym zagrożeniem dla ich finansów osobistych (44,4%), w maju o bardzo dużym zagrożeniu mówiło już tylko 29,3% (Wykres 4). Częściej nawet wskazywali oni pandemię jako przeciętne zagrożenie (w maju było to 42,6% badanych).

Wykres 4. Odpowiedzi respondentów na pytanie dotyczące zagrożenia dla finansów osobistych

Źródło: jak na Wykresie 1.

 

Obawę przed utratą pracy lub zaprzestaniem prowadzenia własnej działalności w stopniu najwyższym (odpowiedź: zdecydowanie tak), deklarowało odpowiednio: 11,1% respondentów w kwietniu br. oraz 5,7% w maju (Wykres 5). Jako sytuację możliwą wskazywało ją: 16,9% badanych w kwietniu i 14,2% w maju, zaś jako sytuację, która raczej nie będzie miał miejsca: 16,3% respondentów w kwietniu i 21,9% w maju.

Wykres 5. Odpowiedzi respondentów na pytanie dotyczące obaw przed utratą pracy lub zaprzestaniem prowadzenia własnej działalności

Źródło: jak na Wykresie 1.

 

Pomimo tych, wydawać się mogło, optymistycznych osądów, respondenci uznają wciąż, że pandemia jest dużym zagrożeniem dla gospodarki Polski. Tak deklarowało odpowiednio: 88% pytanych w kwietniu i 78,2% w maju.

Jestem ciekawa, jak respondenci oceniać będą sytuację w kolejnych miesiącach. W dniu, kiedy piszę ten post mamy za sobą rekordową liczbę zdiagnozowanych przypadków, zapowiedź otwarcia granic i coraz więcej pytań. Nie będę tego jednak oceniać, ale zachęcam do tego wszystkich Czytelników naszego bloga. Pomocą może okazać się książka autorstwa Janiny Bąk pt. Statystycznie rzecz biorąc. Czyi ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla[2]. Polecam! Lektura może Państwa zadziwić [Tylko proszę nie biec do sklepu spożywczego od razu :)].

Miłych wakacji!

 

—————————–

Przypisy:

[1] Koniunktura konsumencka – maj 2020 r. Informacje sygnalne, GUS, 20.05.2020 r.

[2] J. Bąk, Statystycznie rzecz biorąc. Czyi ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla, Wyd. WAB, Warszawa 2020.

 

 

swan-4107442_640

O czarnym łabędziu, e-administracji i funduszach europejskich

20Tags: , , , ,

 

dr Marcin Kępa
Katedra Polityk Publicznych

Ostatni kwartał 2019 r. w Azji (głównie Chiny), a w Polsce i krajach Unii Europejskiej pierwszy kwartału 2020 r., to okres nasilającego się zagrożenia w obszarze zdrowia publicznego. Niespotykany w czasach najnowszych. Pochodzenie SARS-CoV-2 (dalej: COVID-19), potocznie zwanego koronawirusem, nadal owiane jest tajemnicą. Bez znaczenia, czy pierwsze zakażenie człowieka nastąpiło na „mokrym targu” w Wuhan, czy w tamtejszym instytucie wirusologii, pewne jest, że rozszerzenie się zarazy na cały (chyba) świat, zmieni sposób myślenia i zachowań ludzkich na lata. W skali mikro i makro. Zmian tych, nie sposób dzisiaj przewidzieć. Predykcja najbardziej prawdopodobnej ścieżki rozwoju zakażenia, jest utrudniona z uwagi na skąpy materiał empiryczny. Nie wiadomo, czy to choroba przewlekła, sezonowa itd. Można tylko spekulować. Na pewno trzeba obserwować i badać to niebezpieczne zjawisko. Z pewnością nie należy podejmować kroków gwałtownych, z deglobalizacją na czele. Epidemia, to klasyczny czarny łabędź. Czyli zjawisko nietypowe (wykraczające poza domenę zwykłych oczekiwań), wywierające drastyczny wpływ na rzeczywistość, badane i analizowane post factum.[1] Cechą tego typu zdarzeń jest niepewność i niska przewidywalność.[2]

Moment wprowadzenia stanu zagrożenia epidemicznego na terenie kraju, zbiegł się, z kończącą się w tym roku perspektywą finansową. Trzecią, w której Polska uczestniczy jako pełnoprawny członek UE. W systemie wydatkowania funduszy strukturalnych, jak w soczewce ujawniają się zalety e-administracji. E-administracja, to najprościej rzecz ujmując: administracja elektroniczna.[3] Administracja publiczna, która wykorzystuje technologie informatyczne i telekomunikacyjne w zarządzaniu publicznym. Wpisująca się e-governance.  Koncepcja governance zakłada oparcie rządzenia na otwartości, partycypacji, odpowiedzialności i efektywności.

Jednym z elementów e-administracji w systemie dystrybuowania środków unijnych na poziomie krajowym jest SL2014. Aplikacja internetowa, stanowiąca platformę wymiany informacji pomiędzy stronami umowy o dofinansowanie projektu. To przykład nowego typu komunikacji na linii: beneficjent – organ dotujący. Platforma SL2014 funkcjonuje w aktualnej, kończącej się już perspektywie finansowej, ustalonej na lata 2014 – 2020.

Z pola obserwacji, nie należy tracić, także innych internetowych kanały transmisji danych. W okresie pandemii COVID-19, Skype czy Micrsosoft Teams wspomagają pracę zdalną w zakresie edukacji. Facebook pełni rolę informacyjną w stanach nadzwyczajnych – jako narzędzie zarządzania kryzysowego. Twitter umożliwia wysyłanie krótkich wiadomości tekstowych, na zasadzie alertu. Oczywiście to wszystko, to zadania pomocnicze w stosunku do „konwencjonalnej” e-administracji, ale nie można pomijać ich roli.

Wirus COVID-19 to czarny łabędź, który wywołał niekorzystne zjawisko – zagrożenie zdrowia publicznego. Jednakże, funkcjonowanie e-administracji było, i jest możliwe dzięki innemu czarnemu łabędziowi, czyli sieci internet. A właściwie sposobie w jaki ewoluowała, tworząc światowe kanały łączności teleinformatycznej. W ostatniej dekadzie XX wieku, też nikt nie mógł przypuszczać, że stanie się nośnikiem dla nowych, nieznanych dotąd form działania administracji publicznej. Choćby dla czynności materialno-technicznych, o niejasnej strukturze. Dlatego, na to zagadnienie, trzeba spojrzeć szerzej. Przez pryzmat prawa, administracji, ekonomii i polityk publicznych. Interdyscyplinarnie, ponieważ niekorzystny wpływ koronawirusa jest wieloaspektowy.

E-administracja, może stać się remedium na „skostniałą” procedurę administracyjną. Epidemia koronawirusa wymusiła niekonwencjonalne działania administracji publicznej. W tym działanie twórcze o charakterze zaradczym. Administracja stoi przed redefinicją prawnych form jej działania. Zawsze podążała krok za rozwojem nauki i przedsiębiorczości. Epidemia zmieniła nieco „ustawienie” wektorów w tym zakresie. Postępująca informatyzacja życia publicznego, wymusza na administracji publicznej, adaptację nowych prawnych form i metod działania do zmieniającej się rzeczywistości.

Warto by było, z tego smutnego skądinąd okresu, wynieść choćby tę jedną pozytywną wartość; dla całego aparatu administracyjnego. E-administracja i e-governance stanowią przyszłość administracji publicznej, a ich podstawowym założeniem jest wzrost wzajemnego zaufania podmiotów połączonych jakimkolwiek węzłem prawnym.

 

———————-

[1] N. Taleb, Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządzą naszym życiem, Warszawa 2020 r., s. 16.

[2] N. Taleb, Czarny łabędź…, s. 17.

[3] Podstawowym aktem prawnym w zakresie e-administracji jest ustawa z dnia 17 lutego 2005 r. o informatyzacji podmiotów realizujących zadania publiczne (Dz. U. z 2017 r. poz. 570, z 2018 r. poz. 1000, 1544, 1669, z 2019 r. poz. 60 i 534).

Charytatywny Bal Dziennikarzy, Warszawa, 2010 r.

Pluralizm w mediach i pluralizm mediów

10Tags: , ,

 

 Fot. wyżej: Charytatywny Bal Dziennikarzy, Warszawa, 2010 r. 

 

dr Piotr Uhma
Katedra Prawa Administracyjnego i Europejskiego

Dziesięć lat temu, w lutym 2010 r., wspólnie z przyjaciółmi, spędziłem świetny wieczór na dorocznym Balu Dziennikarza w auli Politechniki Warszawskiej, jak się mówiło – najważniejszym wydarzeniu karnawałowym w Stolicy, … być może na równi z Balem Mistrzów Sportu. Pamiętam bardzo dobrze tańczącego dwa metry ode mnie Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego, a kolejne dwa metry dalej Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Małżonką. Monikę Olejnik, Marka Migalskiego, Paulinę Sykut, Rafała Ziemkiewicza i wielu innych.

Tego świata już nie ma.

Jedną z pierwszych decyzji Prawa i Sprawiedliwości po wygranych wyborach w 2015 r. było przejęcie kontroli nad publicznym radiem i telewizją i uczynienie z tych anten tuby propagandowej partii rządzącej. Nie zważając na protesty środowisk dziennikarskich, opozycji, ekspertów i organizacji międzynarodowych PiS zakwestionował koncepcję mediów publicznych, którą różne rządy (pewnie, że nie doskonale, ale jednak) budowały przez ponad 25 lat. Co znamienne, po czterech latach od tych wydarzeń wydawało się, że widzowie przyjęli do wiadomości brak obiektywizmu TVP czy Polskiego Radia. Co najwyżej legendarna już stronniczość audycji politycznych w mediach publicznych obrosła w prześmiewcze memy.

Ostatnio kolejnym kamieniem milowym w tym ponurym przedstawieniu stała się autocenzura listy przebojów radiowej Trójki, co – jak wiemy – przyspieszyło decyzję o odejściu z PR3 Polskiego Radia – rzecz bez precedensu – trzech czwartych dziennikarzy.

Politycy partii rządzącej odpowiadają na te fakty zawsze tak samo: media publiczne w Polsce zawsze były nieobiektywne; media kierują się swoimi interesami, a w ogóle to obiektywizm mediów nie jest możliwy, no bo przecież dziennikarz ma swoje poglądy i nie powinien ich ukrywać; w Polsce panuje wolność mediów, każdy niech słucha i ogląda co chce; nikt nikogo nie zmusza do słuchania Trójki – można przerzucić się na „Radio Nowy Świat”.

To jednak półprawdy. Oczywiście, istnieje w naszym kraju tzw. pluralizm zewnętrzny (pluralizm mediów, pluralizm strukturalny, czy po prostu pluralizm nadawców). Polega on na tym, że widz, czy słuchacz ma do wyboru szeroki wachlarz profili telewizyjnych i radiowych (od TVP, przez Polsat, po TVN; od Radia Maryja przez Radio WNET po TOK FM). Problem polega na tym, że w mediach publicznych nie funkcjonuje tzw. pluralizm wewnętrzny (pluralizm w mediach). Informacje przeplatane są z opiniami, te z kolei są wysoce stronnicze, a często zwyczajnie zakłamane. Media publiczne nie realizują swojej misji, nie kierują się dobrem wspólnym, interesem publicznym, a prywatnym – partyjnym. Programy informacyjne i publicystyczne w mediach publicznych rażąco naruszają obowiązki dziennikarskie zawarte w ustawie prawo prasowe – w szczególności obowiązek szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych (art. 12.1. ustawy prawo prasowe). Dziennikarzy niepokornych szykanuje się, choć zgodnie z art. 10.2. ustawy prawo prasowe dziennikarz ma prawo odmówić wykonania polecenia służbowego, jeżeli oczekuje się od niego publikacji, która łamie zasady rzetelności, obiektywizmu i staranności zawodowej.

Napisałem rok temu dość obszerny artykuł na ten temat, kto chce może przeczytać (link poniżej). Pozostaje pytanie: co dalej? Czy media publiczne w Polsce są w ogóle możliwe w obliczu tak silnego konfliktu politycznego, a przede wszystkim ideologicznego? Możliwe są różne scenariusze: zachowanie pluralizmu zewnętrznego mediów (media są i będą nieobiektywne – każdy ogląda co chce) – prowadzi to do jeszcze większej polaryzacji, ponieważ „najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy”; przywrócenie pluralizmu wewnętrznego w mediach publicznych w Polsce (a więc też traktowanie na serio misji TVP i PR, obowiązków dziennikarskich, prawa prasowego, kodeksów etyki, itp.) – próba dorównania standardom BBC; Potraktowanie mediów publicznych jako forum sporu politycznego, z bardzo ograniczoną interwencją dziennikarską w debaty polityków. A może jeszcze inaczej? Zakaz zajmowania się przez media publiczne tematami politycznymi w ogóle? Być może takie rozwiązanie jest w polskich warunkach rozsądne?

***

W jednym z odcinków wspaniałego serialu Na cały Głos (The Loudest Voice) twórca i wieloletni szef stacji Fox News Roger Ailes grany przez Russella Crowe (obłędna charakteryzacja!) wypowiada słynne zdanie: „Ludzie nie chcą być informowani, chcą czuć się informowani!”. Kiedy jednak mijają napisy końcowe ostatniego odcinka dla cierpliwych pojawia się piosenka: to słynny protest song Johna Lennona „Just gimme some truth”:

Jestem wyczerpany słuchaniem wypowiedzi
sztywnych, krótkowzrocznych, ciasnych umysłowo hipokrytów.
Wszystko czego pragnę to prawda.
Więc dajcie mi trochę prawdy.

Mam już dość czytania wynurzeń
chorych psychicznie, upartych polityków.
Wszystko czego pragnę to prawda.
Wiec dajcie mi trochę prawdy.

 


 

 

(P. Uhma, Oblicza pluralizmów mediów publicznych w Polsce, 2019,

https://www.panstwoispoleczenstwo.pl/numery/2019-2/panstwo-i-spoleczenstwo-2019-nr2-uhma.pdf)

 

 

human-rights-3805188_640

Tarcza, prawa dzieci, Chesterton

00Tags:

 

dr hab. Grzegorz Krawiec, prof. UP
Kierownik Katedry Prawa Antydyskryminacyjnego

Serce zaczyna bić mocniej w wielu różnych sytuacjach. W moim przypadku bije mocniej, gdy słyszę o kolejnej tak zwanej tarczy kryzysowej. Ostatnio pisałem o jej czwartej wersji, która miała być podstawą do zwolnień pracowników samorządowych i wykładowców. Szczęśliwie od tego pomysłu odstąpiono, niestety jednak spać spokojnie nie mogą m.in. pracownicy ZUS, KRUS, NFZ i innych. Ich będzie można zwalniać w trybie tak zwanej tarczy 4.0. Tarcza ta wprowadza także wiele rozwiązań, które w ogóle nie mają nic wspólnego z koronawirusem.

Ale dzisiaj o czymś innym: o prawach dziecka. Warto o tym powiedzieć w kontekście Dnia Dziecka. Niektórzy mówią, że nie ma czegoś takiego jak prawa dziecka. Inni są przeciwnego zdania. Konstytucja RP uznaje taką kategorię i  w sposób szczególny chroni prawa dziecka. Nie ulega wątpliwości, że dzieci są podmiotami praw i wolności konstytucyjnych, takich jak prawo do zdrowia, życia czy prywatności. Ponadto, należy w tym kontekście zwrócić uwagę na normę wyrażoną w art. 72 ust. 1 Konstytucji RP, zgodnie z którym: „Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją”.

Jeżeli mówimy o prawach pewnej grupy, to staramy się tej grupie nadać określoną ochronę: ochronę na najwyższym poziomie, a do ochrony takich praw powołane są często specjalne organy. W celu ochrony praw dziecka zgodnie z art. 72 ust. 4 Konstytucji RP zostaje przy tym powołany Rzecznik Praw Dziecka (RPD). Ochrona praw dzieci jest również ważnym zadaniem Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO, art. 208 ust. 1 Konstytucji RP). Dziecko bowiem to człowiek i jego prawa podlegają ochronie w każdym obszarze życia.

Należy również zwrócić uwagę na poglądy Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którymi: „Dobro dziecka stanowi swoistą konstytucyjną klauzulę generalną, której rekonstrukcja powinna się odbywać poprzez odwołanie do aksjologii konstytucyjnej i ogólnych założeń systemowych. Z tego punktu widzenia istotne znaczenie ma treść art. 18 Konstytucji, umiejscowionego wśród podstawowych zasad porządku konstytucyjnego, gwarantującego ochronę i opiekę Rzeczypospolitej małżeństwu, rodzinie, macierzyństwu i rodzicielstwu […] Pojęcie «praw dziecka» w przepisach Konstytucji należy rozumieć jako nakaz zapewnienia ochrony interesów małoletniego, który w praktyce sam może jej dochodzić w bardzo ograniczonym zakresie. Dobro dziecka jest również tą wartością, która determinuje kształt innych rozwiązań instytucjonalnych” (wyrok TK z 28 kwietnia 2003 r., sygn. akt K 18/02).

Zgodnie z art. 3 ust. 1 ratyfikowanej przez Polskę Konwencji Organizacji Narodów Zjednoczonych z dnia 20 listopada 1989 r. o prawach dziecka we wszystkich działaniach dotyczących dzieci, podejmowanych przez publiczne lub prywatne instytucje opieki społecznej, sądy, władze administracyjne lub ciała ustawodawcze, sprawą nadrzędną będzie najlepsze zabezpieczenie interesów dziecka.

Prawa dziecka są zatem powszechnie uznaną konstrukcją chroniącą tę grupę społeczną. Obecnie nikt ich nie kwestionuje (na marginesie zauważyć można, że inne grupy praw nie są powszechnie uznawane, np. prawa reprodukcyjne). Myślę, że to dobrze, iż dzieci są chronione w specjalny sposób. Dzieci są bowiem z natury słabsze. Powinni być chronieni jeszcze bardziej – szczególnie przed złem wyrządzanym im przez dorosłych. A czy potrzebny jest odrębny organ ochrony dziecka? Moim zdaniem równie dobrze ochroną mógłby się zająć RPO. Likwidacja RPD wymagałaby jednak zmiany Konstytucji. Nikt jednak nie planuje takiej zmiany. Zresztą sama zapowiedź likwidacji RPD zostałaby pewnie społecznie źle odebrana.

Szanujmy więc dzieci i strzeżmy ich praw, bo „wszystkie dzieci nasze są”… Nie wiem, czy wszystkie one nasze są (te słowa pochodzą z tekstu znanej piosenki Majki Jeżowskiej, ale istniały już wcześniej; krytycznie wypowiadał się o nich wielki angielski myśliciel G.K. Chesterton). Jednak na pewno od nas wszystkich zależy ich bezpieczeństwo oraz poziom ochrony ich praw.

 

Decor Online Store Website (2)

Masz dość pracy zdalnej? Poznaj 10 faktów, dlaczego warto ją polubić :)

20Tags:

 

dr Iwona Lupa-Wójcik
Katedra Ustroju, Samorządu i Zarządzania

W swoich wpisach publikowanych na niniejszym blogu dokładnie rok temu, często pisałam o trendach związanych ze zmianami na rynku pracy, tj. m.in. o ekonomii freelancingu, czyli śmierci pracy etatowej, o  tym, jak długo będziemy się uczyć, żeby znaleźć dobrą pracę, czy o tym, jakich kompetencji będziemy potrzebować w przyszłości. Jesteśmy rok później od tamtych prognoz i wydaje się, że – w związku z doświadczeniami ostatnich miesięcy – świat przyspieszył jeszcze bardziej, a wspomniane trendy nabrały jeszcze większego pędu. Dosłownie z dnia na dzień większość z nas została zmuszona do zmiany swojego stylu pracy, jak i całego życia. Praca zdalna nigdy wcześniej nie była tak potrzebna i konieczna. Koronawirus zadziałał na nią jak katalizator. Czy jednak krzywa zainteresowania taką formą pracy po okresie pandemii spadnie z powrotem do punktu wyjścia sprzed tego okresu i wszystko wróci do „normalności”? Poniżej kilka faktów na temat tego, dlaczego z pewnością NIE!

Fakt 1# Stały wzrost zainteresowania pracą zdalną obserwuje się systematycznie już od wielu lat

W 2020 (jeszcze przed COVID-19) w USA wyłącznie zdalnie pracowało już ok. 4,7 mln ludzi (tj. ok. 3,4% siły roboczej), ale aż 43% pracowało zdalnie przynajmniej przez jakiś okres czasu. Przez ostatnie 5 lat liczba pracowników zdalnych zwiększyła się o 44% [1, 2]. Co więcej, liczba ludzi pracujących zdalnie przynajmniej raz na tydzień od 2010 roku zwiększyła się o 400% [1], a dane te nie uwzględniają sytuacji związanej z koronawirusem. Można więc przypuszczać, że wielu pracowników, którzy zaczęli pracować zdalnie przez sytuację związaną z pandemią, dalej będą preferować tę formę pracy po ustaniu wspomnianej sytuacji. 

Fakt 2# Praca zdalna to większa produktywność! 

Aż 77% pracowników zdalnych uważa, że są bardziej produktywni, gdy pracują w domu, a 76% woli unikać zupełnie biura, gdy potrzebuje skupić się na danym projekcie [1]. Pracownicy zdalni mogą być 20-40% bardziej wydajni niż ich koledzy pracujący w biurze [por. 2, 5]

Fakt 3# Praca zdalna oznacza elastyczność, która jest jednym z najważniejszych bodźców motywacyjnych pracowników

Jak wynika z badań, 69% Milenialsów jest w stanie zrezygnować z wielu przywilejów w zamian za elastyczną pracę, włączając w to pracę zdalną [1]. Co więcej, 54% pracowników biurowych porzuciłoby swoją pracę, gdyby mogli ją zamienić na pracę bardziej elastyczną [2]. A elastyczność pracy zwiększa zaangażowanie pracowników [Ibid].

Fakt 4# Praca zdalna zwiększa zaangażowanie pracowników 

…choćby dlatego, że elastyczność pracy je zwiększa.  Z badań wynika, że optymalne zaangażowanie pracowników występuje, gdy spędzają oni 60%-80% swojego czasu pracy poza biurem – lub 3-4 dni w pięciodniowym tygodniu pracy [2].  Aż 90% pracowników twierdzi, że elastyczność w ustaleniach dotyczących pracy zwiększa ich morale [Ibid]. 

Fakt 5# Praca zdalna oznacza redukcję kosztów  

Oszczędności kosztów w przypadku pracy zdalnej są wielorakie, i to zarówno po stronie pracodawcy, jak i pracownika. Pracodawca nie ma potrzeby utrzymywania stanowisk pracy i wszystkiego co z tym związane. Oszczędności na kosztach biurowych wynikających z umożliwienia pracy zdalnej wynoszą średnio 10 000 USD rocznie [2]. Ponadto, jak się okazuje, w firmach, które zezwalają na pracę zdalną, rotacja pracowników jest o 25% niższa niż w firmach, które nie oferują tej opcji [2], a mniejsza rotacja to również duże oszczędności. Po stronie pracownika praca zdalna też oznacza mniejsze koszty m.in. na dojazdy do pracy, a zaoszczędzony w ten sposób czas można przeznaczyć na budowanie relacji z bliskimi.

Fakt 6# Pogodzenie życia rodzinnego z karierą zawodową nigdy nie było tak proste 

Praca zdalna znacznie ułatwia pogodzenie macierzyństwa i innych zobowiązań rodzinnych (np. opieka nad chorymi) z karierą zawodową. Aż 34% respondentów oceniło możliwość opieki nad członkiem rodziny jako największą zaletę ich zdalnej pracy [4]. Jak wynika z badań, najczęstszym powodem poszukiwania elastycznej pracy przez respondentów była równowaga między pracą a życiem prywatnym (76%) [Ibid].

Fakt 7# Praca zdalna jest przyjazna środowisku 

Elastyczna praca, zwłaszcza praca w domu, zmniejsza ruch drogowy, a tym samym zanieczyszczenia powietrza i zużycie dróg poprzez zmniejszenie lub eliminację dojazdów do biura. Z badań wynika, że pracownicy zdalni zmniejszają emisję gazów cieplarnianych o równowartości redukcji ponad 600 000 samochodów rocznie [3]. Zgodnie z szacunkami, gdyby liczba pracowników zdalnych powiększyła się o tych, którzy mogliby i chcieli pracować zdalnie połowę czasu, wówczas oszczędności związane z emisją gazów cieplarnianych stanowiłyby równowartość usunięcia 10 milionów samochodów z dróg [Ibid].

Fakt 8# Praca zdalna zmniejsza wykluczenie osób niepełnosprawnych i z problemami zdrowotnymi 

Praca tego typu zmniejsza bariery dla osób niepełnosprawnych i z problemami zdrowotnymi związane z przemieszczaniem się. Z badań GitLab’s 2020 Global Remote Work Report wynika, że 14% ankietowanych pracowników zdalnych miało niepełnosprawność lub przewlekłą chorobę. 83% niepełnosprawnych respondentów stwierdziło, że praca zdalna umożliwia im zatrudnienie [4].

Fakt 9# Praca zdalna zwiększa zadowolenie, redukuje stres i wspomaga zdrowie 

Osoby pracujące zdalnie przez co najmniej jeden dzień w miesiącu są o 24% bardziej zadowolone i wydajne[2]. Co istotne, 80% pracowników zdalnych doświadcza mniejszego stresu zawodowego, a 89% badanych uważa, że dzięki pracy zdalnej byłoby w stanie bardziej o siebie zadbać [3]. Praca zdalna w pełni wpisuje się w styl życia Pokolenia Y, dla którego bardzo ważne jest m.in.: satysfakcja z życia, elastyczność, nie przywiązywanie się do tego samego miejsca, czy możliwość godzenia pracy z podróżowaniem.

Fakt 10# Zdalnie też jest fajnie…

Jak widzicie, jest sporo solidnych faktów, przemawiających za tym, że znaczenie pracy zdalnej będzie się tylko zwiększać, a koronawirus jedynie przyspieszył to, co nieuniknione. Praca zdalna zwiększa produktywność pracowników, ich zaangażowanie, elastyczność, zmniejsza koszty, redukuje zanieczyszczenia środowiska, wspiera work-life-balance, jest szansą dla niepełnosprawnych na rynku pracy, a ponadto po prostu wpisuje się w nasz styl życia… Zatem jeśli jej jeszcze nie lubicie, to najwyższa pora to zmienić… w końcu zdalnie też jest fajnie! 🙂

 


 

 

 

 

 

 

 

—————————–

[1] https://blog.hubspot.com/marketing/remote-work-stats 

[2] https://www.business2community.com/human-resources/25-key-remote-work-statistics-for-2020-02299342

[3] https://www.flexjobs.com/blog/post/remote-work-statistics/

[4] https://www.weekly10.com/blog/remote-work-stats-2020-1/

[5] https://www.riverbed.com/blogs/15-surprising-stats-on-remote-work-due-to-covid-19.html

groundhog-3998772_640

Kurs koronawirusa dla zwolenników decentralizacji nr 2 – Dzień Świstaka, czyli cezaryzm jako nowotworowa forma poliarchii

20Tags: , , ,

 

prof. dr hab. Jacek Sroka
Kierownik Katedry Polityk Publicznych

Tekst odnosi się nie do ludzi, ale do rzeczy (a dokładniej zjawisk i procesów), a więc zorientowany jest nie ad personam, lecz ad rem. Dlatego nie pojawią się w nim nawiązania do konkretnych osób, ich działań, czy zaniechań. Pewne podobieństwa są jednak nieprzypadkowe, bo i sam tekst taki jest. Bezpośrednią inspirację stanowiło dla niego osobliwe zamieszanie wokół notowania listy przebojów radiowej Trójki z dnia 16 maja 2020, w którego efekcie osobowy skład tej, swego czasu niemal kultowej stacji, doznał kolejnego dotkliwego, a nawet symbolicznego uszczerbku.

Cezaryzm rozumiany jest tu jako forma sprawowania silnej władzy wykonawczej, formalnie mieszczącej się w ramach systemowych uwarunkowań demokracji liberalnej (poliarchii), a realnie naginającej ją, ku mniej lub bardziej spreparowanym formom obywatelskiego przyzwolenia.

Starając się o bardziej dobitną charakterystykę można powiedzieć, jak w tytule – że cezaryzm to nowotworowa forma poliarchii, splatająca się zresztą z nowotworowym stadium rozwoju współczesnego kapitalizmu[1]. W cezaryzmie instytucjonalny potencjał republiki (formalnie promujący prawo do opozycji) współegzystuje z ograniczającą go instytucjonalną rzeczywistością, której uwarunkowania faktycznie odcinają opozycję od możliwości działania. Dzieje się tak m.in. z uwagi na zbytnią wybujałość systemu łupów (spoils system). Jest on znany we wszystkich demokracjach, choć w tych sprawniej funkcjonujących skutecznie się go redukuje, chroniąc tym samym sam rdzeń poliarchii w postaci wolności od tyranii. W sytuacji przerostu systemu łupów aparat publiczny obsadzany jest formalnie np. w drodze konkursu, a realnie z jakiegoś klucza. Budowany w ten sposób familizm tegoż aparatu może ciążyć ku ‘miękkiej tyranii’, stanowiącej splot uwarunkowań społecznych, politycznych, organizacyjnych, korporacyjno-gospodarczych, sieciowych oraz (wcale nie najmniej ważnych) technologicznych.[2]

Cezaryzm tężeje wraz z personalizacją panowania, a jego siła wynika nie z formalnej pozycji systemowej, ale z mocy pozycji nieformalnej, której prawno-proceduralna rola może być poślednia, a niekiedy wręcz z pozoru marginalna (np.: szeregowego posła, podwładnego urzędnika, działacza związków zawodowych, doradcy biznesowego, kapłana, wróżbity, aktywisty społecznego, lobbysty, czy speca od zarządzania relacjami).

Cezaryzm zakorzenia się w taki właśnie nieformalny sposób – w sieciach i we wszystkich innych rodzajach powiązań. Konstytuuje się przez personalizację decyzji oraz rozpowszechnienie relacji przybierających postać koalicji dystrybucyjnych. Rywalizacja partyjna oraz wyniki wyborów, przytaczane nierzadko jako argumenty dowodzące demokratyczności rządów, nie są zarazem w stanie zapobiegać erozji poliarchii. Dzieje się tak już z tego pierwszego powodu, że „partie polityczne z natury pozwalają zwykle (…), by przy powoływaniu urzędników (…) rozstrzygały nie tylko (p.a.) względy fachowe, ale także zasługi zwolennika we wspieraniu władcy partyjnego”[3]. Działanie za pośrednictwem kreowanego w podobny sposób aparatu urzędniczego, czy to na poziomie centralnym, regionalnym, czy lokalnym (a prędzej, czy później na wszystkich szczeblach) to kolejna cecha cezaryzmu. Wyraźnie też po tym widać, że cezaryzm przeczy procesowi demokratycznej instytucjonalizacji, którego istotą jest jej depersonalizacja, czyli ‘oderwanie od lidera’. Jest to jeden ze sposobów, którymi cezarejska personalizacja władzy w poliarchii przyczynia się do erozji instytucji demokratycznych.

Cezaryzm sprzyja strategiom elitarnym, ale posługuje się również strategiami egalitarnymi, obliczonymi na wzmacnianie patronażu i klientelizmu, poszerzanie aktywności państwa oraz wzmacnianie identyfikacji politycznych i społecznych mających wyraźny potencjał wykluczający (bastionowy).[4]

Cezaryzm, ma skłonności paranoiczne, w tym sensie, że gdy czuje się zagrożony, sięga po skrajne strategie i podejmuje przerysowane decyzje – nie tylko decyzje ad rem, ale również ad personam. Zaczyna karcić niepokornych – nie tylko niepokornych polityków, czy urzędników, ale także niepokornych artystów, dziennikarzy, a z czasem zwykle także nauczycieli, naukowców i w coraz większym zakresie ‘zwykłych’ obywateli. Kto nie chce być klientem cezaryzmu wypada z gry. Nawiązując do sloganu nadużywanego ostatnio przez polityków oraz politykujących komentatorów można powiedzieć, że ten kto nie chce współpracować ‘ląduje w karcie dań’ zamiast się cieszyć przyjemnościami stołu zastawionego przez (nad)opiekuńczą władzę. Na szczęście ląduje metaforycznie – a nierzadko także ‘na własne życzenie’.

Cezaryzm jest profesjonalny. Zatrudnia ekspertów, odwołuje się do badań, rankingów i notowań. Działa w sposób technokratyczny. Jednak godząc się, ze skądinąd słusznym, postulatem polityki publicznej opartej na dowodach (evidence based policy) warto zarazem zachować czujność wobec polityczno-administracyjnych praktyk, w których nie wszystkie ‘dowody’ mogą wynikać z analiz ciągów przyczynowo-skutkowych. Niektóre z nich mogą być np. produktem uwarunkowanej przeszłością powtarzalności. Powtarzalność, o którą tu chodzi w języku potocznym (w ślad za filmową komedią) opatrywana bywa mianem ‘Dnia Świstaka’, z polskiej literatury pięknej znamy ją pod nazwą ‘chocholego tańca’, a w naukach społecznych określa się ją mianem zależności od ścieżki rozwojowej (path dependency).[5] Stanowi ona rodzaj ‘błędnego koła’: sposobów postrzegania, myślenia, ujmowania problemów, a także sposobów zbierania i interpretacji danych oraz wdrażania decyzji i układania procedur.

Nie tylko polityką publiczną, ale także wiedzą naukową nader często rządzi nawyk, który nierzadko ma niewiele wspólnego z dowodem. Mimo to wciąż przeważa, aż do ewentualnego dramatycznego przesilenia określanego mianem rewolucji naukowej.[6] Kierując się nawykami możemy np. mylić przyczyny ze skutkami. Albo, zbytnio zaabsorbowawszy się ich tropieniem, możemy przeoczyć kluczowe punkty procesów oraz głębsze znaczenia zjawisk, których porządek przyczynowo-skutkowy wymyka się percepcji. Bywa także i tak, że przyczynowość w ogóle nie stanowi wiodącego paradygmatu, ukierunkowującego przebieg danego procesu, czy nadającego sens konotacjom określonych zjawisk. – Zresztą pytanie o to na ile przyczynowość stanowi siłę sprawczą rzeczywistości, w tym także rzeczywistości polityczno-publicznej, znane jest już od bardzo dawna. U progu nowożytności umiejętnie postawił je David Hume, wysnuwając wnioski nie tylko ‘niewygodne’ dla władzy, ale także odległe od potocznych wyobrażeń tego, co uznaje się za następstwo.[7] Co więcej, wraz z rozwojem nauki (w tym fizyki kwantowej, ale również psychologii transpersonalnej) uzyskanie spodziewanej w pierwszym odruchu odpowiedzi wydaje się coraz bardziej oddalać.

Dlatego stale warto uwzględniać to, że w sprawach publicznych, obok słusznych pasji, wielkich idei, objawionych wyznań, oczywistych argumentów, czy dalekosiężnych planów ważny jest także (a właściwie przede wszystkim) zdrowy i odpowiednio zdystansowany sceptycyzm. Sceptycyzm wobec faktów i ich interpretacji oraz wobec wyobrażeń poszczególnych aspektów dobra publicznego, a także w ogóle wobec tego co uznaje się za dobre. Zwłaszcza, gdy władza zaczyna zdawać się coraz lepiej wiedzieć co jest dobre dla obywateli. Tak rozumiany sceptycyzm sprzyja wyzbywaniu się przeszłych schematów i obiegowych stereotypów, skłania do namysłu i zawieszania skrajnych osądów oraz zachęca do dyskusji a zniechęca do kłótni. Więcej wówczas mówi się do siebie ad rem, a mniej ad personam.

Bywa, że sceptycyzm ten, choć ‘zdrowy’, jest niespecjalnie rozpowszechniony. Nie świadczy to zarazem o występowaniu jakiejś nowej, nieznanej wcześniej ludzkości ‘choroby’, która znienacka dopadła jakąś wspólnotę, społeczność, czy całe społeczeństwo. Świadczy natomiast o rozpowszechnianiu się swoistej ‘epidemii nieufności’[8], która skutkuje właśnie Dniem Świstaka – nie tylko w polityce publicznej, ale w życiu publicznym w ogóle.

Przedłużanie się stanu epidemii nieufności uniemożliwia poszukiwanie stanu równowagi w systemie politycznym. Stwarza za to pole dla rozwoju form nowotworowych, m.in. w postaci rozmaitych ‘łat systemowych’ – w przebiegach administracyjnych, formułach prawnych, decyzjach personalnych, czy w procesach wyborczych. Stosowanie tych łat jest zarazem przejawem utraty intuicji decyzyjnej i niezmiennie prowadzi do krachu całej połatanej w ten sposób hybrydy systemowej. Proces systemowej erozji może jednak trwać bardzo długo, a polityczno-publiczna, społeczna oraz gospodarcza rekonwalescencja po nim zabiera (jak dobrze w Polsce wiemy) jeszcze więcej czasu, a jej ostateczny rezultat może być nietrwały – pętla może się znowu zamknąć i wówczas mamy przed sobą kolejny Dzień Świstaka.

 

—————-

[1] Por.: Kurs koronawirusa dla zwolenników decentralizacji – czy epidemia może nas nauczyć alternatywnego podejścia do polityki publicznej, blog IPAiE.

[2] Zob. np.: J. Sroka, Odpływ reprezentacji interesów, „Dialog. Pismo Dialogu Społecznego” 2017, 3(54).

[3] M. Weber, Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej, PWN, Warszawa 2002, s. 697.

[4] Por.: L. Diamond, Is the Third Wave Over?, „Journal of Democracy” 1996, 3(7); R. Sata, I. P. Karolewski, Caesarean politics in Hungary and Poland, “East European Politics” 2019.

[5] Groundhog Day, 1993, reż. H. Ramis; S. Wyspiański, Wesele, Wyd. Siedmiogród, Wrocław 2018; David P.A., Path dependence, its critics and the quest for ‘historical economics’, (w:) Garrouste P., Ioannides S. (red.), Evolution and Path Dependence in Economic Ideas: Past and Present, Edward. Elgar Publishing, Cheltenham 2000; Pierson P., Increasing Returns, Path Dependence and the Study of Politics, American Political Science Review 2000, nr 2.

[6] Zob.: L. Fleck, Powstanie i rozwój faktu naukowego, Wyd. Lubelskie, Lublin 1986.

[7] Zob.: D. Hume, Traktat o naturze ludzkiej, PWN, Warszawa 2015.

[8] Zob.: J. Sroka, W jakim kierunku powinien rozwijać się software zarządzania publicznego? Wielopasmowość, deliberacyjne godzenie interesów, ekwiwalentność, intuicja, (w:) E.M. Marciniak, J. Szczupaczyński, Nowe idee zarządzania publicznego. Wyzwania i dylematy, Wyd. Elipsa, Warszawa 2017.

stop-634941_640

Koronawirus a Netflix i zwolnienia wykładowców z pracy

10Tags: ,

 

dr hab. Grzegorz Krawiec, prof. UP
Kierownik Katedry Prawa Antydyskryminacyjnego

Tytuł brzmi bardzo groźnie. Odpowiedź: pod koniec wpisu.

Tak zwana tarcza antykryzysowa (jest to kolejne marketingowe określenie) to różne przepisy prawne (w tym m.in. ustawa z dnia 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19), które mają na celu ochronić nas przed negatywnymi skutkami pandemii.

Jest też wiele innych ustaw, np. ustawa o zmianie niektórych ustaw w zakresie działań osłonowych w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2, zwana też Tarczą 3.0. Niestety wiele rozwiązań tej ustawy nie ma nic wspólnego ze zwalczaniem epidemii…. Oto tylko niektóre przykłady:

  • Na jej mocy (art. 16 ustawy o zmianie…) np. następuje nowelizacja ustawy o kinematografii, która zakłada wprowadzenie nowej daniny publicznej na rzecz Polskiego Instytutu Filmowego przez podmioty dostarczające audiowizualne usługi medialne. Będzie trzeba więc więcej płacić np. za Netflixa.
  • W art. 32 ww. ustawy o zmianie… umożliwiono Instytutowi Solidarności i Męstwa imienia Witolda Pileckiego tworzenie oddziałów zamiejscowych. Co to ma wspólnego z koronawirusem?
  • Art. 46 ust. 19 ww. ustawy o zmianie… Ustawa oddaje w ręce osób mianowanych przez ministra sprawiedliwości uprawnienia do arbitralnego oddziaływania na sędziów poprzez groźbę lub faktyczne przeniesienie sędziego, przydzielenie do innego wydziału, niekorzystną organizację dyżurów, itd., przy nieostrych kryteriach podejmowanych decyzji personalnych, ich natychmiastowej skuteczności oraz braku realnej drogi ich podważenia.

I jeszcze jedno: art. 15zzzzzo ww. ustawy z dnia 2 marca 2020 r. w obecnej wersji pozwala Radzie Ministrów na zmniejszanie zatrudnienia (lub wprowadzenie mniej korzystnych warunków zatrudnienia) w administracji rządowej (tylko w administracji rządowej).

Jednak niedawno pojawiła się propozycja rozszerzenia tego uprawnienia także na wszystkie jednostki sektora finansów publicznych. Gdyby doszło do tego rozszerzenia, to rząd mógłby żądać zmniejszenia zatrudnienia nie tylko w administracji rządowej, ale także w samorządach oraz np. na uczelniach wyższych. Trudno sobie wyobrazić, by rząd w drodze rozporządzenia nakazywał wójtom/burmistrzom/prezydentom lub rektorom, by zmniejszyli zatrudnienie. Pozycja samorządu i uczelni wyższych jest bowiem określona przez Konstytucję; są to podmioty cieszące się samodzielnością.

Propozycja tej nieszczęsnej zmiany miała się pojawić w ustawie o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19 oraz o zmianie niektórych innych ustaw. Projekt na szczęście został wycofany, jednak warto obserwować jakie „wrzutki” znajdą się w kolejnych wersjach tzw. tarczy… Myśl, że ktoś pracuje nad kolejną wersją „tarczy” napawa mnie wielkim niepokojem. W kolejnych jej wersjach znajdują się bowiem przepisy, które nie dotyczą w ogóle walki z pandemią; są to jednak przepisy, które dotyczyć mogą bezpośrednio lub pośrednio wszystkich z nas.

 

 

businessman-4279253_640

Pieniądz w czasach niepewności

20Tags: , , ,

dr hab. Dorota Murzyn
Katedra Ekonomii i Polityki Gospodarczej

Sytuacja związana z rozprzestrzenianiem się koronawirusa na świecie powoduje, że wszyscy działamy obecnie w warunkach ogromnej niepewności. Nikt nie wie, kiedy sytuacja się uspokoi i jak będzie wyglądało nasze życie po opanowaniu pandemii – oraz jakie będą jej skutki dla gospodarki. Taka niepewność popycha nas do nie zawsze racjonalnych działań w kwestii naszych finansów. Zresztą emocje kierują naszymi zachowaniami zawsze, także na rynku. Wiedzą o tym choćby inwestorzy giełdowi, źródłem fluktuacji cen na rynku finansowym są często towarzyszące inwestorom emocje, strach, grupowe myślenie czy skłonność do nadmiernego ryzyka lub ostrożności. Ale wróćmy do naszych osobistych finansów. Komu zdarzyło się pobiec do banku po gotówkę (lub choćby pomyśleć o tym) w obawie, że może jej zabraknąć?

W ostatnich tygodniach możemy zaobserwować wzmożone zapotrzebowanie na gotówkę, związane z epidemią koronawirusa w Polsce. To typowe i w pełni zrozumiałe zjawisko w okresach niepewności, niezależnie od przyczyn jego wystąpienia. Podobnie było w okresie kryzysu finansowego w 2008 r., jednak obecna skala tego zjawiska jest dużo większa, co pokazuje poniższy wykres.

 

Rys. 1. Pieniądz gotówkowy w obiegu – zmiany miesięczne w mln zł


https://www.nbp.pl/home.aspx?f=/statystyka/pieniezna_i_bankowa/m3.html Źródło: Narodowy Bank Polski,

(dostęp: 29.04.2020)

Ilość pieniądza w obiegu w marcu 2020 r. wzrosła o ponad 26 mld w stosunku do poprzedniego miesiąca i jest to najwyższy wzrost od kilkunastu lat. Ostatni taki duży wzrost miał miejsce w październiku 2008 roku, ale wtedy był ponad 3-krotnie mniejszy niż obecnie.

Takie zjawisko masowego wycofywania depozytów w ekonomii ma nawet swoją nazwę – run na banki, lub inaczej panika bankowa. Run powstaje w wyniku plotek lub faktów, które skłaniają depozytariuszy do obaw, że bank jest niewypłacalny i nie będzie w stanie wypełnić swoich zobowiązań. Taki sposób rozumowania może być „zaraźliwy” i powielany przez kolejne jednostki, co znajduje wyraz w efekcie stadnym. Może mieć to też związek z innym ciekawym zjawiskiem – owczego pędu, czyli nabywaniem pewnych dóbr tylko dlatego, że kupują je inni. Niezależnie od zdolności i predyspozycji każdego człowieka, w zbiorowości kieruje się on bowiem często emocjami, uczuciami, instynktem. Jeśli proces ten nabierze tempa, może doprowadzić do realizacji tzw. samospełniającej się przepowiedni i nawet bank, który był w bardzo dobrej kondycji finansowej może rzeczywiście wpaść w kłopoty.

            Oczywiście, zapotrzebowanie na gotówkę jest spowodowane nie tylko sytuacją związaną z koronawirusem. Zainteresowanie „żywym” pieniądzem jest także następstwem niskiej stopy procentowej (oprocentowanie rachunków oszczędnościowych jest teraz bardzo niskie). Niemniej, wydaje się, że wiele osób gromadzi pieniądze w przysłowiowej „skarpecie” w obawie, że zabraknie ich w bankach albo że wprowadzone zostaną jakieś ograniczenia w dostępie do nich albo nawet (i takie „newsy” się pojawiają), że „ktoś” zabierze nasze pieniądze i wykorzysta je np. do walki z koronawirusem.

            Na ile te obawy są uzasadnione a takie działania rozsądne? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, kiedy w grę wchodzi sytuacja nowa i nietypowa. Warto jednak pamiętać, że wszystkie środki zdeponowane w bankach, do kwoty stanowiącej równowartość 100 tys. euro (w złotych), są objęte systemem gwarantowania depozytów. Zasady gwarantowania depozytów określa ustawa z dnia 10 czerwca 2016 r. o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, systemie gwarantowania depozytów oraz przymusowej restrukturyzacji (Dz. U. z 2019 r. poz. 795 i 730). Ponadto, w czasie epidemii koronawirusa jesteśmy zachęcani, by płacić kartą płatniczą unikając potencjalnych infekcji, a to powoduje, że gotówka traci na znaczeniu jako środek płatniczy. Wreszcie, wraz z inflacją pieniądze tracą na wartości, a przechowywanie gotówki może rodzić problemy i narażać nas na ryzyko jej utraty w wyniku działań przestępczych. Warto też wspomnieć o innych danych liczbowych – według statystyk NBP w marcu nastąpił najwyższy w historii miesięczny wzrost depozytów w bankach, o 14 mld więcej niż w stosunku do poprzedniego miesiąca. Choć może się to wydawać zaskakujące w kontekście wcześniej prezentowanych danych o ilości gotówki w obiegu, to jest wynikiem innych procesów: tego, że w obliczu niepewności związanej z epidemią część osób wycofało swoje środki z innych, bardziej ryzykownych aktywów i przerzuciło je do banków; częściowo może za to odpowiadać też fakt, że mniej wydajemy a więcej oszczędzamy. Zatem, pieniędzy w bankach na razie nie brakuje.

Ekonomia często posługuje się aparatem matematycznym, stąd niektórzy uważają, że jest nauką ścisłą i oczekują, że analizy i prognozy zawsze będą dawać jasne odpowiedzi. Nic bardziej mylnego, ekonomia jest nauką społeczną, a za decyzjami, które podejmują podmioty na rynku często stoją emocje. Szczególnie jest to widoczne w sytuacjach takich jak ta obecna, kiedy pandemia zmienia naszą rzeczywistość diametralnie. Niepewność jest dużym wyzwaniem dla gospodarki i ma ogromny wpływ na zachowania podmiotów na rynku.

 

PS.

Jeśli kogoś interesują powiązania ekonomii/ finansów i psychologii, warto sięgnąć po książkę noblisty Richarda H. Thalera: Zachowania niepoprawne. Tworzenie ekonomii behawioralnej, wydanej nakładem wydawnictwa Media Rodzina w 2018 r. Jak sam autor pisze na stronach tej książki: „Nasze rozumienie ludzkich zachowań można poprawić, doceniając, jak ludzie systematycznie się mylą”J

 

 

letters-4744852_640

Nowe, „wyborcze” usługi Poczty Polskiej, które ułatwią obywatelom życie

20Tags: , ,

 

Zobacz stronę autorki

dr Joanna Podgórska-Rykała
Katedra Polityk Publicznych

Niedawno na profilu jednej z facebook’owych grup, do której należę przeczytałam wpis koleżanki, który sprawił, że się uśmiechnęłam. Koleżanka w czasach kwarantanny wybrała się na pocztę, by kupić sobie płyn do prasowania – cokolwiek to jest..

O tym, że na poczcie można już kupić prawie wszystko, w tym ubezpieczenia, zabawki, książki, gry, słodycze, a w niektórych placówkach można poczuć się nawet jak w kawiarni (kawa, herbata, kanapki) wiemy już wszyscy. Jak wyjaśniają przedstawiciele poczty, „chodzi o to, aby stała się ona bardziej przyjemnym miejscem dla klientów.”

W czasach kwarantanny i zbliżających się wyborów prezydenckich Poczta Polska ma szansę jeszcze bardziej zaistnieć w świadomości Polaków. Dzięki jej usługom, nawet „na wyborach” poczują się prawdopodobnie „jak w domu”. Plan jest bowiem taki, żeby zagłosować, nie wychodząc w ogóle z domu. Usługę wyborczą zrealizuje Poczta Polska.

6 kwietnia Sejm uchwalił ustawę, według której tegoroczne głosowanie w wyborach prezydenckich miałoby zostać przeprowadzone wyłącznie w formie korespondencyjnej. Ustawą zajmuje się obecnie Senat. Narodowy operator pocztowy został wskazany w nieuchwalonej jeszcze ustawie, jako podmiot, który ma współdziałać przy organizacji wyborów prezydenckich. W tym celu, od kilku dni wysyła do samorządów maile z prośbą (a może żądaniem), by te wydały pliki zawierające dane o wyborcach („spis wyborców w postaci pojedynczego spakowanego pliku niezabezpieczonego hasłem”) oraz urny.

Wybory prezydenckie planowane są na 10 maja, czasu jest więc mało, a firma chce się dobrze przygotować do swojego zadania. Samorządy jednak odmawiają. Ale na tym się nie kończy. Wiele z nich złożyło w tej sprawie zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na wyłudzeniu danych osobowych. Do niektórych urzędów wpływają ponadto listy i wiadomości od mieszkańców niewyrażających zgodę na przekazywanie komukolwiek ich danych osobowych…

Sprawa jest w toku, konsultacje i dyskusje trwają. Karty wyborcze już jednak zaczęto drukować.

A teraz kilka słów komentarza. Zjawisko, z którym mamy do czynienia, które obserwujemy w polskiej przestrzeni publicznej nazywa się instrumentalizacją prawa. Wybory są konieczne i to natychmiast, bo tak stanowi Konstytucja! Konstytucja – jako hasło, słowo klucz, pretekst.. pojawia się w politycznym dyskursie tak często, że wszyscy się już do tego przyzwyczailiśmy, a część Polaków, (która Konstytucji niestety nie czytała, bądź czytała, ale w 1997 roku i od tego czasu zapomniała) nie zwraca już na to żadnej uwagi.

Jednak wnikliwy student prawa czy administracji wie, że z punktu widzenia Konstytucji, już kilka tygodni temu wprowadzony powinien być stan klęski żywiołowej – co siłą rzeczą spowodowałoby przesunięcie wyborów o kilka miesięcy.

W obecnych warunkach przeprowadzenie wyborów prezydenckich, zgodnie z projektem ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r., uchwalonym przez Sejm w dniu 6 kwietnia 2020 roku (ale procedowanym jeszcze w Senacie) spowoduje naruszenie standardów demokratycznego państwa prawa.

W szczególności zwrócić uwagę należy na brak równych szans kandydatów nie tylko na prowadzenie kampanii wyborczej (to pierwszy taki przypadek, że właściwie tylko jeden kandydat jest widoczny w przestrzeni publicznej), ale również na samą możliwość skutecznego zgłoszenia własnej kandydatury – jak bez partyjnego zaplecza i w zgodzie z zasadą #zostanwdomu zebrać wymagane podpisy? Analizując sytuację korespondencyjnych wyborów dalej, pojawia się pytanie, jak zagłosować będąc za granicą, gdzie również obowiązują zakazy poruszania się, wychodzenia z domu? Czy tam też dotrze niezawodna Poczta Polska? Ministerstwo Spraw Zagranicznych proponuje inne rozwiązania, które jednak narażają zdrowie obywateli mieszkających za granicą. Ponadto, czy wybory przeprowadzone przez operatora pocztowego będą charakteryzowały się tajnością głosowania?

Pojawia się w tym temacie o wiele więcej wątpliwości.

Jakie więc będą te wybory, jeśli w ogóle się 10 maja odbędą?