Archiwa: <span>Blog</span>

coronavirus-4833645_640

Jeszcze o koronawirusie – z prawnej perspektywy

10Tags: , ,

 

dr hab. Grzegorz Krawiec, prof. UP
Kierownik Katedry Prawa Antydyskryminacyjnego

Pandemia wciąż trwa. Codziennie słyszymy informacje o nowych zarażeniach, ofiarach śmiertelnych. Nasze prawa zostały siłą rzeczy ograniczone, co wydaje się być normalne. Jednak organy stojące na straży naszych wolności i praw nadal funkcjonują i wykonują swoje zadania. Jednym z nich jest Rzecznik Praw Obywatelskich. Jeżeli wejdziemy na jego stronę internetową, wówczas przekonamy się, jak wiele problemów mają obywatele. Są to często sprawy indywidualne, podejmowane na wniosek lub z urzędu, ale często sprawy te mają także wymiar generalny. Często na tle indywidualnej sprawy widoczny jest problem systemowy.

Przykładem jest sprawa podchorążych ze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie, która zaraziła się koronawirusem.
Zgodnie z przepisami, gdy strażak uległ skażeniu materiałem potencjalnie zakaźnym, substancjami niebezpiecznymi lub doznał urazu w wyniku oddziaływania innych czynników szkodliwych dla zdrowia, podlega niezbędnemu badaniu lekarskiemu. W przypadku bezpośredniego kontaktu odzieży i sprzętu specjalistycznego strażaka z materiałem potencjalnie zakaźnym, substancjami niebezpiecznymi i innymi czynnikami  szkodliwymi dla zdrowia, kierownik jednostki organizacyjnej PSP zapewnia odkażanie tej odzieży i sprzętu.
Z serii materiałów prasowych o sytuacji w SGSP wynika, że podchorążowie byli każdorazowo kierowani do lekarza, który jednak początkowo nie dopatrzył się u nich choroby zakaźnej. Pozostaje zatem ocenić czy „niezbędne badanie lekarskie” w tym stanie faktycznym nie obejmowało konieczności przeprowadzenia odpowiedniego testu na obecność SARS-CoV-2. Ostateczna decyzja w tym zakresie powinna należeć do lekarza, nie zaś do dowódcy – szczególnie, że objawy choroby COVID-19 mają swoją dynamikę, a jej przebieg nie jest jednakowy u wszystkich zakażonych.
Ryzyko popełnienia błędu przez przełożonego jest w takim przypadku duże, a skutki w postaci utraty zdolności operacyjnej – daleko idące. Rozstrzygnięcie tych wątpliwości może podlegać w dalszej perspektywie odpowiedzialności dyscyplinarnej. W ocenie RPO jest to właściwa droga dla oceny ewentualnych nieprawidłowości poszczególnych przełożonych.
Inną sprawą pozostaje odpowiedzialność odszkodowawcza Skarbu Państwa za ewentualny uszczerbek na zdrowiu podchorążych. Wnioski wynikające ze szczegółowej analizy tego zdarzenia nadzwyczajnego mogą okazać się bardzo pomocne dla realizacji zadań (w okresie szczególnego zagrożenia epidemicznego) nie tylko przez Państwową Straż Pożarną, ale także przez inne formacje mundurowe, czy w dalszej kolejności Siły Zbrojne.
Zdarzenie nadzwyczajne SGSP  pokazuje bowiem luki w pełnieniu służby w systemie skoszarowanym w czasie zagrożenia epidemicznego. Konieczność realizacji nałożonych zadań czy też szczególne poczucie misji (związane np. z etosem służby) powinny zostać zrównoważone maksymalnym zabezpieczeniem samych funkcjonariuszy. Alternatywą jest bowiem utrata zdolności operacyjnej danej jednostki organizacyjnej.
frightened-1172122_1920 [ErikaWittlieb on Pixabay]

Sławetne słowo na „k”

20Tags: , ,

 

dr Elżbieta Szczygieł
Katedra Badań nad Zrównoważonym Rozwojem

Nie, nie chodzi mi o najbardziej polskie spośród łacińskich słów, ani też o nazwę choroby która elektryzuje nas od dobrych kilku tygodni. Zatem o co? Jest taki wyraz, którego pierwsza litera rozpoczyna się na „k”, ostatnią jest „a” (i ma podwójne „n” w środku). KWARANTANNA.

Czym jest – myślę, że każdy z nas zdążył przekonać się na własnej skórze, zatem obejdzie się bez zbędnych wyjaśnień. Tym, co może zastanawiać, to skutki. Osobiste – już odczuwamy. Brak możliwości swobodnego wyjścia, konieczność stałej uwagi na to, co robimy (o myciu rąk nie będę mówić, słyszymy to tak często, że sądzę, iż większość z nas zdołała zasadniczo zmienić swoje dotychczasowe nawyki). Skutkiem rzeczonej kwarantanny jest też inny rodzaj kontaktów z drugim człowiekiem. Nie łatwo o tym zapomnieć, kiedy skrzynka mailowa puchnie od wiadomości, telefon dzwoni nieustannie a na wyświetlaczach migają przypomnienia o webinariach. Ale jest też druga strona medalu, ekonomiczna. Tu o całościowych skutkach pandemii nie odważę się napisać. Dlaczego? Przede wszystkim w obecnej chwili jest to wróżenie z fusów. Nie wiemy dokładnie jak rozwinie się sytuacja, ani nawet ile potrwa. Nie wiemy, z jakim nasileniem ograniczona zostanie produkcja (i czego dokładnie) w konkretnych krajach. A przecież nie jesteśmy autarkiami gospodarczymi. Jesteśmy ze sobą związani, czy tego chcemy czy nie. Te procesy postępowały od dłuższego czasu i trudno się teraz spodziewać, że nagle z nich zrezygnujemy i będziemy mogli ustawić tak „klocki” naszej gospodarki, by być w większym stopniu samodzielnymi, broniąc się przed brakami w ten sposób. Zatem, jak jesteśmy ze sobą powiązani? Spróbujmy przyglądnąć się dziś nieco tej tematyce zwracając uwagę na eksport pochodzący z Chin.

Jest takie powiedzenie (choć jest ono używane do kilku innych krajów…), że gdy Chiny mają katar, kicha cały świat. Na ironię, mieć dziś katar jest wielce niebezpieczne. Pomijając to jednak, jeśli weźmiemy dane dotyczące samego tylko eksportu towarów z Chin kontynentalnych z ostatnich czterdziestu lat możemy zobaczyć, jak ten kraj „wybił się” na drugą, a w niektórych rankingach nawet i pierwszą gospodarkę świata [1, 2] (Wykres 1).  

 

Wykres 1. Wartość eksportu produktów z Chin, Niemiec i Stanów Zjednoczonych w latach 1980-2018 (w mld dolarów)

Źródło: opracowanie własne na podstawie UNCTAD, Handbook of Statistics [z odpowiednich lat].

 

W roku 1980 wartość eksportu Chin wyniosła 18 miliardów dolarów, podczas gdy wartość eksportu Niemiec (RFN) była około 11 razy większa i wynosiła 210 miliardów dolarów. Stany Zjednoczone eksportowały produkty o wartości 225 miliardów. Tym samym, wartość eksportu towarów z Państwa Środka stanowiła niecały procent wartości światowego eksportu (dla miłośników liczb, dokładnie 0,89%) [1]. W tym samym czasie, eksport z Niemiec  stanowił 9,4%, zaś Stany Zjednoczone Ameryki Płn. były realizatorem nieco ponad 11% światowego eksportu. Warto zaznaczyć, że wartość całego światowego eksportu czterdzieści lat temu wynosiła niewiele ponad dwa biliony dolarów. Dziesięć lat później, Chiny eksportowały już towary o wartości 62 miliardów dolarów (proszę zwrócić uwagę na imponujące tempo wzrostu), Niemcy eksportowały towary o wartości 410 miliardów dolarów, zaś Stany Zjednoczone – 393 miliardy dolarów. Witając nowe millenium, eksport chińskich towarów stanowił nieco ponad 3,8% eksportu światowego, niemieckich – 8,5, zaś amerykańskich – ponad 12%. Kluczowym okazał się rok 2007, w którym udział chińskiego eksportu przekroczył wartość udziału dla eksportu realizowanego przez Stany Zjednoczone (odpowiednio: 8,7% i 8,3%). Potem dominacja Państwa Środka stawała się coraz bardziej wyraźna (Wykres 2).   

 

Wykres 2. Udział eksportu produktów z Chin, Niemiec i Stanów Zjednoczonych w eksporcie światowym w latach 1980-2018

  Źródło: jak na wykresie 1.

 

Co z tych danych wynika? Przede wszystkim ważna rzecz, o której wiemy wszyscy – Chiny są głównym eksporterem towarów (proszę wziąć do ręki kilka przedmiotów codziennego użytku i sprawdzić sławetną frazę MADE IN…). Wstrzymanie produkcji w Państwie Środka (spowodowane np. kwarantanną pracowników zatrudnionych w fabrykach) może mieć konsekwencje nie tylko w postaci przerwanych dostaw konkretnych towarów produkowanych na terenie Chin, ale też w braku dostaw komponentów do produktów wytwarzanych gdzie indziej. Dobre wieści są takie, że Chinom udało się już odzyskać około 75% potencjału gospodarczego [3]. Jednak przesadny optymizm nie jest wskazany. Głównym odbiorcą produkcji z Chin są Stany Zjednoczone (Niemcy to piąty rynek zbytu dla Państwa Środka) [4]. Tym, co głównie eksportują Chiny, są przede wszystkim różnego rodzaju maszyny, aparatura i urządzenia elektryczne niesklasyfikowanie gdzie indziej (około 13%), urządzenia telekomunikacyjne i rejestrujące dźwięk (12%) czy komputery (9%) [4]. Nawet jeśli komponenty zostaną dostarczone do innych krajów, celem ich montażu, nie jest pewne czy montaż ten będzie miał tak szybko miejsce. Tam również trwa kwarantanna. Ale to temat na kolejną analizę.    

 

——————————————————-

Przypisy:

[1] United Nations Conference on Trade and Development (UNCTAD), Handbook of Statistics [z odpowiednich lat].

[2] Smith N., Get Used to It, America: We’re No Longer No. 1, Bloomberg Opinion (dostęp w dniu 30.03.2020,  https://www.bloomberg.com/opinion/articles/2018-12-18/china-as-no-1-economy-to-reap-benefits-that-once-flowed-to-u-s)

[3] Chiny: Punkt zwrotny w rozwoju epidemii! (dostęp w dniu 30.03.2020,  https://biznes.interia.pl/gospodarka/news-chiny-punkt-zwrotny-w-rozwoju-epidemii,nId,4375690#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome)

[4] Euler Hermes Global, China: (dostęp w dniu 30.03.2020,  https://www.eulerhermes.com/en_global/economic-research/country-reports/China.html#link_internal_2)

foto

E-egzamin

20Tags:

 

Prof. dr hab. Andrzej Piasecki
Dyrektor Instytutu Prawa, Administracji i Ekonomii

Na uszach mam słuchawki, a dookoła cztery ekrany: komputer, laptop, telewizor i smartfon. W swoim domowym gabinecie chwilami czuję się jak w call center. Gdy za kilka tygodni zobaczę wreszcie studenta na żywo to chyba się wzruszę.

Tymczasem wirtualno-telefoniczna produkcja trwa. Mam już za sobą pierwsze wykłady on-line (ukłony dla dra Ariela za pomoc). O rozmowach telefonicznych i mailach nawet nie wspominam, bo te atrybuty współpracy towarzyszą mi od dawna. Tylko teraz jest tego ,,trochę’’ więcej. A wkrótce będzie prawdziwa jazda bez trzymanki: egzamin ustny w wersji televideo.

O urokach bezpośredniego egzaminu pisałem już lata temu. https://andrzejpiasecki.pl/egzamin-ustny/ Ale nawet wtedy, w dobie blogowego ADHD, nie przypuszczałem, że przyjdzie mi się zmierzyć z takim wyzwaniem: czterdziestu studentów do przepytania w telefonicznej rozmowie. Właśnie jestem w trakcie zbierania sił do zmierzenia się z tym wyzwaniem.

Tak, tak, to nie prima aprilis, choć data się zgadza. Chyba jakaś ,,pomroczność jasna’’ skłoniła mnie do narzucenia II r. Administracji nst. tej formy weryfikacji wiedzy. Prace już sprawdzone, więc połowa roboty wykonana, ale perspektywa innowacyjnego egzaminu wciąż mnie niepokoi (podobnie jak studentów, choć pewnie inaczej). Dlaczego tak łatwo się zgodzili, czemu nikt nie zaprotestował, co z połączeniami? Czytałem kiedyś o studentce z Chin, której polski trener kazał przepłynąć basen pod wodą i prawie się utopiła nie oddychając przez ten czas, bo ,,pan kazał’’. Czyżbym trafił na podobnie potulne i karne jednostki? Czy taka jest siła profesorskiej perswazji? A co będzie, gdy zasięg się urwie? A jak skontrolować to czy nie ściągają? Czy ktoś im nie będzie podpowiadał? Co z analizą ,,mowy ciała’’? A sam jak mam wyglądać? Jak powinienem się ubrać? Golić się czy nie?

A teraz żarty na bok! Drodzy studenci! W najbliższych dniach oczekuję tych czterdziestu telefonów i pełnego przygotowania rozmówców. Żadnych ,,podpowiadaczy’’, karteczek i innych ściąg! Telefonujemy w wyznaczonym terminie, najlepiej via WhatsApp, podczas rozmowy patrzymy się w kamerkę. Ja zaglądam do pracy, zadaję pytania i czekam na konkretną odpowiedź. Obowiązuje nas obustronny profesjonalizm! Kilka, albo kilkanaście minut i po bólu. Zaręczam, że poprawka może być trudniejsza 😉

 

Andrzej Piasecki

coronavirus-4914028_640

Kurs koronawirusa dla zwolenników decentralizacji: czy epidemia może nas nauczyć alternatywnego podejścia do polityki publicznej?

10Tags: ,

 

prof. dr hab. Jacek Sroka
Kierownik Katedry Polityk Publicznych

Rzecz jasna, epidemia, podobnie jak i inne istotne problemy publiczne, czegoś zawsze mogą uczyć. Jednak ostateczny efekt zależy od pobierających podobne lekcje.

Zwolennik centralizacji i formalnej profesjonalizacji aparatu administracyjnego zwykle dojdzie do wniosków o potrzebie jego dalszego zintegrowania, funkcjonalnego zróżnicowania jego służb oraz zwiększenia zaplecza. Będą to argumenty mocne, spójne oraz przemawiające do zbiorowego i jednostkowego imaginarium, wytrenowanego przekazem medialnym i doświadczeniami związanymi z epidemią. Przemawiające do wyobrażeń zawierających, mówiąc najkrócej, wzorce tego, co się w głowie przeciętnego obywatela/mieszkańca/funkcjonariusza mieści, a co w niej już odpowiedniego miejsca nie znajduje.

Z kolei stronnik decentralizacji… – No właśnie, w tym przypadku odpowiedź na pytanie o wnioski, jakie on z kolei mógłby z tej lekcji wyciągnąć jest bardziej złożona. – Warto też zaraz spytać, czy aby stawiany problem nie jest aby zbyt wydumany, przecież każdy dorosły i w miarę rozsądny obywatel widzi co się dzieje, odbiera zróżnicowane przekazy medialne, które (zwłaszcza zestawione ze sobą) pokazują w miarę obiektywny stan rzeczy. – Właśnie, czy aby ‘do końca’ obiektywny? Czy – oceniając sposoby radzenia sobie z problemami publicznymi, np. z epidemią – zwolennik decentralizacji powinien posługiwać się paradygmatami skuteczności podsuwanymi przez centralną administrację lub (także scentralizowane) grupy medialne? Oczywiście, paradygmaty te nie są wyłącznie ‘rządowe’. Nie można ich także per capita uznawać za ‘spreparowane’ przez rząd. Owszem, bywa, że również demokratyczne rządy propagandowo preparują dane i informacje. Ale dane i informacje same stanowią rezultat zastosowania określonych paradygmatów, zaś paradygmaty uznawane są za niepodważalne, stanowią credo procedur oraz kanon działań publicznych, a ich modyfikowanie zwykle bywa niełatwe. Paradygmaty są uzasadnione treściami współczesnej kultury, w jej wymiarach: politycznym, administracyjnym, korporacyjnym, organizacyjnym i wielu innych. Otaczają nas paradygmaty polityczne, profesjonalne, korporacyjne i administracyjne, stanowiące wizytówkę tzw. późnej ponowoczesności, którą – zdaniem jej krytyków – trawi nowotworowe stadium rozwoju gospodarki wolnorynkowej (cancer stage of capitalism)[1]. Współczesna polityka publiczna to m.in. prognozowanie, planowanie, programowanie i koordynacja rozwojowa, a więc siłą rzeczy choroba trawiąca przedmiot regulacji i działań publicznych infekuje same te działania, a w konsekwencji ‘zaraża’ aparat publiczny oraz przestrzeń publiczną.

Biorąc pod uwagę wspomnianą pułapkę paradygmatów, która mogłaby spętać myślenie hipotetycznego decentralizacyjnego innowatora, nie sposób nie zadać kolejnego pytania. – Może, pod wpływem zdarzeń takich, jak epidemia, zwolennik decentralizacji powinien się zdobyć na rozmyślania nad aktualnością oraz zasadnością tych hierarchicznie uporządkowanych podwalin systemu, jakimi są paradygmaty, które organizują jego działania wobec problemów publicznych?

Cóż… może i ktoś taki powinien się na podobne myślenie zdobyć, choć podobnymi wypowiedziami raczej trudno byłoby go do tego zachęcić. Musiałby to być ktoś zarówno chętny, jak i już nieco przygotowany. Alternatywne myślenie o przestrzeni publicznej, myślenie o składających się na nią i splatających się w niej elementach społecznych, gospodarczych oraz polityczno-administracyjnych zwykle nie przychodzi ‘samo z siebie’. Wyłania się ono z potrzeby (np. potrzeby bezpieczeństwa), a podąża za bodźcami stanowiącymi obietnicę optymalnego jej zaspokojenia. – Jeśli u większości obywateli centralizm zaspokaja ją na akceptowalnym poziomie, wówczas nie myśli się o decentralizacyjnych innowacjach, albo przynajmniej myśli się o nich znacznie mniej. Czyni się tak niemal odruchowo, bez ubierania w słowa, niejako zakładając, że ‘lepsze jest wrogiem dobrego’.

Jakim zatem wnioskowaniem powinien posłużyć się zwolennik decentralizacji, skoro już samych koncepcji na decentralizację jest wiele? I do jakich konkluzji powinien dojść ktoś, komu zależy na oddolności, partycypacji i współdecydowaniu w ogóle – nie tylko w czasie prosperity, ale i w latach chudych, a nawet w okresach rozmaitych klęsk oraz wszelkiej zawieruchy?

Odpowiedzi na te pytania można poszukiwać w co najmniej trzech wariantach interpretacyjnych ujętych dalej w formie trzech zagadnień problemowych. Mają one zachęcić do zwrócenia uwagi na to, że choć decentralizację traktuje się niekiedy jak demokratyczny fetysz, albo panaceum na dolegliwości demokracji liberalnej, to w perspektywie towarzyszących jej zjawisk oraz procesów decentralizacja nie tylko nie jest gotowym rozwiązaniem, ale sama w sobie stanowi poważny problem do rozwiązania. – Generalnie: problem tkwi w tym, co oraz jak decentralizować. Mając szczęście w nieszczęściu, skorzystajmy z tego, że w warunkach walki z epidemią nieco wyraźniej widać w polityce publicznej te kwestie, które zwykle są przysłonione, a odnoszą się do tych jej aspektów, które decentralizację czynią niejednoznaczną oraz niełatwą. Przy tej okazji spróbujmy się zastanowić nad tym, czy aby w zwykłych warunkach rozważając o decentralizacji aparatu publicznego nie mylimy realnego obiektu z jego ‘mapą’, posługując się bardziej uproszczonymi, schematycznymi wyobrażeniami o decentralizacji, zamiast trzeźwiejszym okiem spojrzeć na decentralizacyjne realia oraz rzeczywiste możliwości działań oddolnych.

Problem pierwszy – co mają wspólnoty oddolnie aktywne, a czego brakuje społecznościom nie potrafiącym tak działać

Najkrótsza odpowiedź generalnie jest prosta, a w detalach niezwykle złożona: tym brakującym ogniwem jest samoorganizacja, a dokładniej pewien jej styl i towarzyszące mu strategie. W tym stylu samoorganizacji, którego wciąż możemy niektórym społeczeństwom pozazdrościć, przeważa nastawienie konsensualne, a nie konfrontacyjne. Generalnie konsensualizm skłania do podejmowania i kontynuowania gier o zrównoważonych wynikach. Natomiast zamiarem stosujących styl konfrontacyjny jest jakiś rodzaj wygranej, czy uzyskanej przewagi, możliwie zbliżonej do tej, która ma miejsce w grze o sumie zerowej. Styl konfrontacyjny dobrze znamy z naszej interpersonalnej oraz organizacyjnej codzienności. Widzimy go także i stosujemy w przestrzeni publicznej, np. w znanych nam dobrze: protestach, okupacjach budynków, czy rozmaitych formach wspólnego ‘czuwania’ wobec rozmaicie definiowanych obcych. Jest on obecny w wielu zbiorowych i indywidualnych działaniach – tyleż niekiedy spektakularnych i dramatycznych, co mało skutecznych i uprzykrzających życie. Nie znaczy to zarazem, że inni nie stosują konfrontacji – gdyby tak było mielibyśmy do czynienia z możliwością istnienia czegoś na kształt społeczeństwa cnotliwego, którego nadejścia próżno wypatrywano w różnych okresach rozwoju ludzkości, i z którego postulowanymi formami niebezpiecznie eksperymentowano. Walka z koronawirusem w Polsce odsłania bardzo wiele chwalebnych akcji oddolnej samoorganizacji. Ale zważywszy skalę wyzwań nie sposób wyobrazić sobie, aby samoorganizacja, którą w Polsce widzimy mogła nie tylko zastępować, ale w sposób istotniejszy uzupełniać zcentralizowane w swej istocie działania aparatu publicznego.

Problem drugi: obieg informacji, komentarze i tworzenie kontekstów dla działań publicznych

Wobec epidemii obywatel jest niemal unieruchomiony i w znacznej mierze przyczyną tego stanu rzeczy jest koncentracja i centralizacja mediów, zarówno publicznych, jak i prywatnych, społecznościowych etc. W czasie epidemii, w pewnych fragmentach role oraz pełnione w związku nimi funkcje społeczne ulegają zawieszeniu i/lub przeformułowaniu. Upraszczając można powiedzieć, że w warunkach współczesnej hegemonii informacji, której obiegiem zawiadują skoncentrowane i scentralizowane media, wielu ludziom pozostaje czekać, odbierać komunikaty i dostosowywać się do zawartych w nich zaleceń. W tej sytuacji dostęp do technologicznych sieci niewiele zmienia. Problem miażdżącej asymetrii relacji w obiegach informacyjnych i komunikacyjnych to jeden ze skutków globalnego włączenia w sieć z jego lokalnymi odmianami, które pospołu kontrolowane są korporacyjnie i administracyjnie. Centralizacja ma coraz silniejszy komponent kognitywno-informacyjny, w który do tego warto inwestować, zważywszy na olbrzymie zyski. ‘Nic’ zarazem nie stoi na przeszkodzie, o czym przypomina Ladislau Dowbor[2], aby w krótkim czasie uczynić sieć dostępną jej lokalnym użytkownikom, zdekoncentrować i zdecentralizować jej strukturę, łącznie z wolnym (ale nie chaotycznym) lokalnym dostępem do pasm komunikacyjnych. – Podobna technologiczna wielopasmowość stanowiłaby stabilną podwalinę dla rozwoju wielopasmowego i włączającego (inkluzywnego) systemu koordynowania sprawami publicznymi (governance). Ale wiadomo też, że posunięcie takie spowodowałoby daleko idące zmiany, m.in. na giełdach, rynkach danych, w mediach, w przestrzeni publicznej oraz w rozmaitych układach sił politycznych. Najpewniej prowadziłoby także do istotnej reorientacji systemów politycznych. Dla wielu współczesnych graczy zmiany te oznaczałyby znaczną redukcję lub po prostu utratę kontrolowanych zasobów[3]. Przeważa więc sytuacja patowa, w której korporacje kontrolują rynek i nierzadko unikają podatków, ale w zamian inwestują w relacje patronacko-klientelistyczne oferując władzom publicznym poszukiwane zasoby oraz intratne kontrakty. Patroni i klienci ‘reinwestują’ we wzajemne relacje dotąd, dokąd ich bilans jest dla obu stron opłacalny. Biorąc pod uwagę postęp technologiczny oraz uwarunkowania sytuacyjne (jak np. epidemia) może się to raczej utrwalać, aniżeli słabnąć. – Pytanie o to, czy proces ten staje się megatrendem jest w zasadzie spóźnione. Nie wszędzie, ale w wielu zakątkach globu proces ten już jest megatrendem i warto dociekać, jaki jest jego potencjał infekowania nowych systemów i wspólnot.

Problem trzeci: czy to bezpieczne, gdy państwo trenuje ‘na masę’

Państwo, podejmując się intensywniejszych działań kontrolujących w pewnym sensie sięga do swych głębokich atawizmów, z których istotna część leży w Jungowskiej strefie „cienia”. Oczywiście, atawizmy są ludzkie, a nie państwowe, zresztą cień też, ale skorzystajmy z przenośni, aby ominąć przydługie wprowadzenie. Otóż, konsekwentnie trzymając stronę decentralizacji nie sposób sobie wyobrazić, aby wzrost publicznej kontroli był, na dłuższą metę, skutecznym sposobem radzenia sobie nie tylko z epidemią, ale także np. z konfliktem hybrydowym, przybierającym jakąś formę walki wewnętrznej, z jej ofiarami, sprawcami i służbami publicznymi będącymi ciągle w akcji, ćwiczącymi i rozrastającymi się. Nasuwa się tu przykład niemal permanentnego stanu wyjątkowego we Francji ostatnich lat. Gdyby w podobnej sytuacji podążać ścieżką zwiększania kontroli w celu usankcjonowania działań zmierzających do uniformizowania, wówczas rozpoczyna się ewolucja w kierunku państwa stanu wyjątkowego. To droga jednokierunkowa wiodąca przez sprzężone ze sobą: perturbacje gospodarcze, niepokoje społeczne i wzrost kontroli. Złym rozwiązaniem jest posługiwanie się metodą knebla (gag rules) w życiu publicznym i w codzienności społecznej, ponieważ niweczy to szanse na odnalezienie drogi do stabilizacji w rozsądnym czasie. Z drugiej strony odblokowywanie obiegu informacji jest, jak wspomniano, nieopłacalne, a dla niektórych współczesnych aktorów politycznych i gospodarczych mogłoby być nawet groźne. Wydaje się więc, że w przewidywalnej przyszłości ćwiczenia państwa ‘na masę’ będą zyskiwały na popularności w wielu zakątkach świata. Państwo trenuje ‘masę’ swojego aparatu uzasadniając to chęcią zapewnienia bezpieczeństwa, ale wytrenowana masa również stanowi zagrożenie, którego potencjał ujawniał się i ujawnia nadal, wielokrotnie i na całym świecie. Historie ‘obsuwania się’ systemów otwartych ku różnym formom systemów zamkniętych są dobrze znane. Wiadomo zarazem, że, o ile można stosunkowo szybko wzmocnić autorytet państwa (stosując narzędzia prawne oraz środki egzekucji i kontroli), o tyle powrót do systemu otwartego jest długi, niełatwy i nie zawsze kończy się powodzeniem. Dlatego, aby ponownie nie musieć doświadczać poważnych perturbacji, należy – nawet w turbulentnych warunkach chronić deliberację i współdecydowanie. Jednak atrakcyjność i siła przebicia podobnego wezwania staje się poważna tylko wtedy, gdy ludzie rzeczywiście, gremialnie rozumieją i cenią obie wartości, a także są powszechnie gotowi do czynnego zaangażowania w praktykowanie wypracowanych już metod, które służą ich urzeczywistnianiu. Wówczas możliwe staje się społeczne nakłanianie aparatu publicznego do podejmowania alternatywnego treningu –ćwiczeń budujących już nie samą ‘masę’ systemu, ale jego funkcjonalną sprawność oraz wydolność w sprzężeniach zwrotnych z obywatelami, ich wspólnotami oraz organizacjami. W ten sposób tworzy się ‘nową’ systemową sprawność i wzmacnia potencjał kooperacyjny.

Pomimo zachmurzenia widoki na przyszłość ‘obywatelskiej decentralizacji’ nadal istnieją i przemawiają za tym liczne przykłady aktywności oddolnych, do których aparat publiczny mógłby dodatkowo zachęcać. A w stosunkowo nieodległym czasie powinniśmy zacząć się przekonywać, jakie ostatecznie wnioski z tej lekcji wyciągniemy – tak indywidualnie, jak i pospołu.

 

———————————

[1] Zob. np.: McMurthy J., The Cancer Stage of Capitalism, Pluto Press, London 1998; Hyman R., Democratisation of the Economy, “Warsaw Forum of Economic Sociology” 2013, nr 4:2(8).

[2] Zob.: Dowbor L., Co to za gra? Nowe podejścia do ekonomii, Książka i Prasa, Warszawa 2017.

[3] Choć zarazem przykłady elastycznego przebranżawiania się takich zjawisk rynkowych jak Amazon, czy IBM przekonują, że korporacje mogłyby odnaleźć się również w takim zdekoncentrowanym i zdecentralizowanym świecie obiegu informacji.

magnifying-glass-6820popr

Bezpieczeństwo czy wolność? (c.d.)

10Tags: ,

 

dr Piotr Uhma
Katedra Prawa Administracyjnego i Europejskiego

W swoim ostatnim wpisie na blogu napisałem, że wprowadzony w Polsce stan epidemii zmusza niestety do praktycznego zastosowania wdzięcznych skądinąd dyskusji akademickich o pojęciach nieostrych: konieczności, proporcjonalności, ale też jak najbardziej ostrych i dających się zweryfikować: podstawach prawnych, hierarchii źródeł prawa czy określoności pojęć języka prawnego. Zachęcam do przeczytania w całości (a nie tylko notatki prasowej!) listu Rzecznika Praw Obywatelskich do Prezesa RM w sprawie niekonstytucyjności rozporządzenia Ministra Zdrowia, możliwego naruszenia EKPC, nieskuteczności przepisów karnych oraz możliwości powstania roszczeń o szkody, jakie zostały wyrządzone przez niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej.

 

 

Pobierz list Rzecznika Praw Obywatelskich do Prezesa RM

 

magnifying-glass-6820popr

Bezpieczeństwo czy wolność?

10Tags: , ,

 

dr Piotr Uhma
Katedra Prawa Administracyjnego i Europejskiego

Społeczeństwo popierające władzę, jest marzeniem każdej władzy. Oczywiście tej, której, choć w niewielkim stopniu zależy na społecznej legitymizacji. Marzenie to nie jest obce władzy w pełni demokratycznej, technokratycznej, autorytarnej i neoautorytarnej, choć sposoby urzeczywistnienia owego marzenia znacznie się różnią. Historia najnowsza obfituje w szereg odcieni relacji ludzie – władza: syntezy państwa i jednostki, wspólnoty uczuć, ducha rewolucji, paternalizmu, czy celowo, acz subtelnie lansowanego desinterresment obywateli w sferze publicznej. W każdym z tych wypadków cel polityczny pozostaje ten sam: utrzymanie, a może również – zwiększenie władzy, najlepiej przy utrzymującym się silnym poparciu społecznym.

Wśród zestawu narzędzi sprawowania władzy, takich jak chociażby język i metafora (człowiek – wspólnota, społeczeństwo – naród, dom – Ojczyzna, Rodacy – obcy) kluczowe miejsce zajmuje prawo: potężne narzędzie sprawowania władzy politycznej. Korzystając z autorytetu władzy, ale też ten autorytet budując, prawo jawi się w odbiorze społecznym jako szczególny system normatywny, silniejszy i godny większego poważania niż np. religia, moralność, etyka czy zwyczaj.

Monopol państwa (a zatem władzy) na uchwalanie i stosowanie prawa, jest też monopolem na stosowanie przemocy (znowu z pomocą przychodzi język: czyt. „przymusu bezpośredniego”, o ile zgrabniej to brzmi!), na określanie co jest, a co nie jest dozwolone, co mieści się w ramach wolności, a co wolnością nie jest. Co pozostawione jest poza nawiasem. Umiejętne stanowienie i stosowanie prawa jest majstersztykiem sprawowania władzy.

Klasyczne koncepcje praw człowieka mają swoje źródło właśnie w potrzebie ograniczenia władzy: wolności rozumianej (zgodnie ze słynną koncepcją Isaiaha Berlina) jako najpierw przestrzeni wolnej od ingerencji władzy, wpierw tej opartej na panowaniu tradycyjnym, współcześnie tej opartej na panowaniu racjonalnym – na prawie. W konsekwencji prawa człowieka mają ograniczać nadużywanie władzy. Mają ograniczać wszechwładzę prawa.

Prawa człowieka zawieszone są jednak pomiędzy idealizmem a realizmem (Ch. Tomuschat, Human Rights, Between Idealism and Realism), większość z nich to prawa derogowalne. Wyraźnie na plan pierwszy wysuwa się zresztą prawo do życia, którego ochrona jest obowiązkiem władz publicznych. Ponadto ochrona wielu praw człowieka może doznawać ograniczeń z uwagi na inne wartości jakie państwo (czyt. władza) ma chronić. Mówi o tym np. art. 31 ust 3 Konstytucji RP,

„Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”. 

Jest to słynny „test” ustawowości, konieczności i wartości, niemal wprost przekopiowany do polskiej ustawy zasadniczej z art 9-11 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, i art. 2 protokołu nr 4 (prawo do swobodnego poruszania się). 

Wprowadzony w Polsce stan zagrożenia epidemicznego, a następnie stan epidemii w związku z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2 zmusza niestety do praktycznego zastosowania wdzięcznych skądinąd dyskusji akademickich o pojęciach nieostrych: konieczności, proporcjonalności, ale też jak najbardziej ostrych i dających się zweryfikować: podstawach prawnych, hierarchii źródeł prawa czy określoności pojęć języka prawnego.

Dla przykładu: ogłoszony przez kilka nadleśnictw zakaz wstępu do lasów nie ma podstawy prawnej (albo jak w przypadku nadleśnictwa Limanowa przywołuje błędną podstawę prawną, w tym akt prawa wewnętrznego), jest zatem niezgodny z prawem, oraz w moim przekonaniu nieproporcjonalny i niekonieczny. Został on zresztą szybko odwołany. Podobnych wątpliwości prawnych dostarcza najnowsze „epidemiczne” rozporządzenie Ministra Zdrowia, gdzie konstytucyjne wolności zostały ograniczone rozporządzeniem (dyskusyjne z punktu widzenia relacji ustawa – akt wykonawczy, a także zastosowania przepisów karnych na podstawie Kodeksu Wykroczeń). W Polsce, wbrew oświadczeniu Premiera nie ma również stanu „narodowej kwarantanny” (czym zresztą różni się ona od nienarodowej i kto należy do narodu otwiera koleje pole dyskusji), nie jest też konieczne żadne „narodowe wyciszenie”, gdyż stan epidemii to nie rekolekcje.

Epidemia SARS-CoV-2 jest sprawą niezwykle poważną. Zagrożenia jakie niesie ze sobą ten wirus nie wolno bagatelizować. Obowiązkiem władz publicznych jest ochrona życia i zdrowia ludzi, czego jednak, uważam, nie można interpretować zgodnie ze słynnym zawołaniem: „nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”, bo tych zawsze szkoda.

slajder

Gdy zagrożenie jest szansą

10Tags: ,

 

Prof. dr hab. Andrzej Piasecki
Dyrektor Instytutu Prawa, Administracji i Ekonomii

Odwołane zajęcia, niepewne egzaminy, znikające dochody. Tegoroczna wiosna zaczęła się w warunkach zagrożenia dla każdego studenta i wykładowcy. Czy da się z tej dramatycznej sytuacji wyciągnąć pozytywne wnioski, okruchy nadziei, szanse na sukces? Spróbujmy.

Wszyscy jesteśmy na etapie szukania rozpaczliwej odpowiedzi na pytanie ,,kiedy to się skończy’’? A ona brzmi: już się skończyło. Coś, co nie wróci, teraz będzie inaczej. Ale powoli…

Podczas studiów, mój rocznik musiał się zmierzyć z nagle wprowadzonym stanem wojennym. Pytanie stawiane w pierwszych dniach po 13 grudnia 1981 r., było podobne do aktualnego. Chodziło o koniec tego koszmaru. I on formalnie nastąpił: 31 grudnia 1982 r. Zawieszenie stanu wojennego, a 22 lipca 1983 r. jego zniesienie.  Jednocześnie wprowadzono ustawy na czas tzw. normalizacji, w których kary były surowsze, niż w stanie wojennym (np. 3 lata więzienia za sprzedaż butelki bimbru). Mało kto mógł w Polsce, w latach 1982-1983, z satysfakcją odnotować zakończenie stanu wojny i nastanie pokoju. Jak wiadomo ten okres przejściowy trwał kilka lat, a odbijanie się od dna rozłożone było na raty, nie tylko w tzw. okresie transformacji (1989-1993), także później. Ale w końcu to nastąpiło. Pokolenie studentów ze stanu wojennego (dzień dobry!), mogło po latach powiedzieć: udało się! Jest lepiej, mamy więcej wolności, jesteśmy bogatsi, mądrzejsi. Stało się tak m.in. dlatego, że udało się wykorzystać to zagrożenie sprzed trzydziestu lat do nauki i twórczej pracy. Bieda, upokorzenia i poniewierka stanu wojennego, to dla tysięcy Polaków czas intelektualnego rozwoju, hartowania charakteru, miłości (efekt: wyż demograficzny z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych XX w.).

Piszę o tym wszystkim w dniach dynamicznego rozwoju koronawirusa. Mam nadzieję, że studenci tęskniący za dygresjami podczas wykładu, rzucą okiem na ten tekst. Może to ich zaciekawi, zainspiruje, zmotywuje. Niewiele mogą zrobić (poza siedzeniem w miejscu zakwaterowania), aby zmniejszyć zagrożenie. Ale mogą skorzystać z wielu szans, które przyniósł ten trudny czas.

 Oto moje propozycje dla Ciebie Czytelniku, na najbliższe dni, tygodnie, a może i miesiące:

• Notuj to co się dzieje wokół Ciebie i w Tobie, prowadź dziennik, rób zdjęcia, kręć filmiki. Z takiej dokumentacji po latach, może powstać bezcenny zapis chwili. Jest pewne, że media, a może i naukowe ośrodki, ogłoszą konkursy na różnego rodzaju osobiste historie z czasów zarazy. Masz szanse stworzyć coś oryginalnego.

• Prowadź badania, najlepiej pod kierunkiem doktora/profesora (służę pomocą). Ich zakres może dotyczyć kierunku, który studiujesz. Studenci prawa mogą śledzić działalność organów wymiaru sprawiedliwości w warunkach pandemii; na administracji interesujące może być funkcjonowanie urzędów; adepci ekonomii społecznej powinni sprawdzać losy najlepiej znanej małej firmy rodzinnej.   

• Napisz pracę (zaliczeniową, licencjacką, magisterską) na podstawie badań własnych. Ręczę, że promotor (opiekun) zaakceptuje Twoje kreatywne pomysły. Oto przykładowe tematy: ,,Lex specialis’2020 a konstytucja’’ (prawo); ,,Zarządzanie oświatą w warunkach epidemii – gmina X’’ (administracja); ,,Społeczne skutki kryzysu MŚP w branży turystycznej’’ (ekonomia społeczna.  

Do zbadania tej nadzwyczajnej sytuacji nadaje się wiele uniwersalnych tematów, np. komunikacja: jakich słów najczęściej używamy. Dodatkowy czas można też przeznaczyć na lekturę (dawno żaden student nie zadał mi prostego pytania ,,Co powinienem przeczytać?’’). Można wreszcie pomóc innym, wzmocnić przyjacielskie relacje, oryginalnie zakochać się i tęsknić w czasach przymusowej rozłąki.

Specjaliści od marketingu, niemal w ramach każdej dyscypliny naukowej, przypominają, że największą sztuką w życiu jest przekucie porażki w sukces. Zagrożenie, z którym się mierzymy, daje nam też taką szansę. Skorzystajmy z niej!

 

virus-4937553_1280

O wierzchołku góry lodowej, czyli prawo kontra koronawirus

30Tags: ,

 

dr hab. Grzegorz Krawiec, prof. UP
Kierownik Katedry Prawa Antydyskryminacyjnego

Trwa pandemia. Koronowirus jest tematem numer jeden. Warto napisać kilka słów na temat prawnych aspektów tego zjawiska.

W dniu 20 marca wprowadzono stan epidemii. Uczyniono to na podstawie art. 46 ust. 2 i 4 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (tekst jedn. Dz.U. z 2019 r., poz. 1239). Forma prawna, w której wprowadzono stan epidemii to Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 20 marca 2020 r. w sprawie ogłoszenia na obszarze Rzeczypospolitej stanu epidemii (Dz. U. z 2020 r., poz. 491). Tekst rozporządzenia znajduje się tutaj: http://dziennikustaw.gov.pl/D2020000049101.pdf

Wszystkim polecam jego lekturę. Zawarto w nim wiele ograniczeń na czas stanu pandemii. Dotyczą one także naszego życia codziennego, naszych przyzwyczajeń (zakaz zgromadzeń, ograniczenia handlu, ograniczenia w funkcjonowaniu niektórych instytucji). Musimy po prostu przywyknąć, że przez jakiś czas nie będziemy mogli robić tego, co chcemy. Po prostu – nasze wolności i prawa będą ograniczone. Czy tak musi być? Niestety, musi. Mamy sytuację nadzwyczajną, w której pojawiło się zagrożenie zdrowia i życia ludzi. Prawa człowieka muszą tutaj ustąpić przed interesem publicznym. Pełnia praw człowieka jest możliwa do realizacji tylko w „normalnym” czasie. Obecnie zaś nie mamy zwyczajnej, „normalnej” sytuacji.

Jednak obecna sytuacja wywołuje bardzo wiele komplikacji w obszarze prawa. Weźmy np. prawo cywilne. Koronawirus może uzasadniać powołanie się w wielu umowach na klauzulę zmiany okoliczności – rebus sic stantibus (art. 3571 kodeksu cywilnego): jeżeli z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy.

Koronawirus jest taką zmianą stosunków. Można się powołać np. na okoliczność, iż dostawa towaru do sklepu z powodu zamkniętych granic nie będzie możliwa.

Ale problemy są także w innych obszarach. Apeluje się na przykład o to, by w sposób systemowy wprowadzić rozwiązania zatrzymujące bieg terminów np. do wniesienia odwołania, skargi do sądu. Pandemia spowodowała destabilizację życia codziennego, jednak nie zatrzymała terminów. Jednak konieczna jest tutaj ustawowa ingerencja. Póki jednak takiej ingerencji nie będzie, strony mogą wnosić o przywrócenie terminu procesowego – muszą jedynie uprawdopodobnić istnienie okoliczności, które uniemożliwiły dokonanie danej czynności procesowej w określonym terminie. Pandemia na pewno jest taką okolicznością. Jednak takie przywrócenie dotyczy wyłącznie terminów procesowych. Terminy materialne zasadniczo nie mogą być przywracane. I tutaj jest problem.

Jednak w praktyce pojawia się bardzo dużo problemów szczegółowych. W ostatnich dniach zwracał na nie uwagę m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich. Zwrócił on uwagę m.in. na problem ratowników medycznych, którym wygasają uprawnienia do udzielania pomocy. Ratownicy muszą zdawać specjalny egzamin, aby nie wygasło ich zaświadczenie o ukończeniu kursu pierwszej pomocy. Przeprowadzenie takich egzaminów uniemożliwia obecna sytuacja epidemiczna. Spowoduje to utratę uprawnień przez część ratowników, co uniemożliwi im pracę w okresie epidemii. A jednostki współpracujące z Państwowym Ratownictwem Medycznym stracą pomoc wykwalifikowanych kadr.

Rzecznik zwrócił również uwagę na problem opiekunów osób starszych, którym zamknięto domy dziennego pobytu. Trzeba pomóc opiekunom osób niesamodzielnych (z niepełnosprawnością oraz starszych), które korzystały z pomocy placówek dziennego wsparcia. Ośrodki te zostały teraz zamknięte i cała opieka spadła na rodziny. Muszą mieć prawo do zwolnienia z pracy i do zasiłku.

Powyżej wskazano tylko przykładowe problemy. To jest naprawdę niestety wierzchołek góry lodowej. Wiele problemów jest w sferze prawa pracy, prawa oświaty, szkolnictwa wyższego prawa gospodarczego itd. W tym trudnym czasie pozostaje nam jedynie dostosować się do zarządzeń organów władzy publicznej. Zaś w sferze ludzkiej: okazywać solidarność i szacunek. Wiele problemów życia codziennego w czasach pandemii nie jest uregulowanych. Tylko wzajemny szacunek, zrozumienie, stosowanie zasad współżycia społecznego itd. pozwoli nam wszystkim przejść przez ten trudny okres.