Podziel się tym w mediach społecznościowych

 

 Fot. wyżej: Charytatywny Bal Dziennikarzy, Warszawa, 2010 r. 

 

dr Piotr Uhma
Katedra Prawa Administracyjnego i Europejskiego

Dziesięć lat temu, w lutym 2010 r., wspólnie z przyjaciółmi, spędziłem świetny wieczór na dorocznym Balu Dziennikarza w auli Politechniki Warszawskiej, jak się mówiło – najważniejszym wydarzeniu karnawałowym w Stolicy, … być może na równi z Balem Mistrzów Sportu. Pamiętam bardzo dobrze tańczącego dwa metry ode mnie Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego, a kolejne dwa metry dalej Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Małżonką. Monikę Olejnik, Marka Migalskiego, Paulinę Sykut, Rafała Ziemkiewicza i wielu innych.

Tego świata już nie ma.

Jedną z pierwszych decyzji Prawa i Sprawiedliwości po wygranych wyborach w 2015 r. było przejęcie kontroli nad publicznym radiem i telewizją i uczynienie z tych anten tuby propagandowej partii rządzącej. Nie zważając na protesty środowisk dziennikarskich, opozycji, ekspertów i organizacji międzynarodowych PiS zakwestionował koncepcję mediów publicznych, którą różne rządy (pewnie, że nie doskonale, ale jednak) budowały przez ponad 25 lat. Co znamienne, po czterech latach od tych wydarzeń wydawało się, że widzowie przyjęli do wiadomości brak obiektywizmu TVP czy Polskiego Radia. Co najwyżej legendarna już stronniczość audycji politycznych w mediach publicznych obrosła w prześmiewcze memy.

Ostatnio kolejnym kamieniem milowym w tym ponurym przedstawieniu stała się autocenzura listy przebojów radiowej Trójki, co – jak wiemy – przyspieszyło decyzję o odejściu z PR3 Polskiego Radia – rzecz bez precedensu – trzech czwartych dziennikarzy.

Politycy partii rządzącej odpowiadają na te fakty zawsze tak samo: media publiczne w Polsce zawsze były nieobiektywne; media kierują się swoimi interesami, a w ogóle to obiektywizm mediów nie jest możliwy, no bo przecież dziennikarz ma swoje poglądy i nie powinien ich ukrywać; w Polsce panuje wolność mediów, każdy niech słucha i ogląda co chce; nikt nikogo nie zmusza do słuchania Trójki – można przerzucić się na „Radio Nowy Świat”.

To jednak półprawdy. Oczywiście, istnieje w naszym kraju tzw. pluralizm zewnętrzny (pluralizm mediów, pluralizm strukturalny, czy po prostu pluralizm nadawców). Polega on na tym, że widz, czy słuchacz ma do wyboru szeroki wachlarz profili telewizyjnych i radiowych (od TVP, przez Polsat, po TVN; od Radia Maryja przez Radio WNET po TOK FM). Problem polega na tym, że w mediach publicznych nie funkcjonuje tzw. pluralizm wewnętrzny (pluralizm w mediach). Informacje przeplatane są z opiniami, te z kolei są wysoce stronnicze, a często zwyczajnie zakłamane. Media publiczne nie realizują swojej misji, nie kierują się dobrem wspólnym, interesem publicznym, a prywatnym – partyjnym. Programy informacyjne i publicystyczne w mediach publicznych rażąco naruszają obowiązki dziennikarskie zawarte w ustawie prawo prasowe – w szczególności obowiązek szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych (art. 12.1. ustawy prawo prasowe). Dziennikarzy niepokornych szykanuje się, choć zgodnie z art. 10.2. ustawy prawo prasowe dziennikarz ma prawo odmówić wykonania polecenia służbowego, jeżeli oczekuje się od niego publikacji, która łamie zasady rzetelności, obiektywizmu i staranności zawodowej.

Napisałem rok temu dość obszerny artykuł na ten temat, kto chce może przeczytać (link poniżej). Pozostaje pytanie: co dalej? Czy media publiczne w Polsce są w ogóle możliwe w obliczu tak silnego konfliktu politycznego, a przede wszystkim ideologicznego? Możliwe są różne scenariusze: zachowanie pluralizmu zewnętrznego mediów (media są i będą nieobiektywne – każdy ogląda co chce) – prowadzi to do jeszcze większej polaryzacji, ponieważ „najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy”; przywrócenie pluralizmu wewnętrznego w mediach publicznych w Polsce (a więc też traktowanie na serio misji TVP i PR, obowiązków dziennikarskich, prawa prasowego, kodeksów etyki, itp.) – próba dorównania standardom BBC; Potraktowanie mediów publicznych jako forum sporu politycznego, z bardzo ograniczoną interwencją dziennikarską w debaty polityków. A może jeszcze inaczej? Zakaz zajmowania się przez media publiczne tematami politycznymi w ogóle? Być może takie rozwiązanie jest w polskich warunkach rozsądne?

***

W jednym z odcinków wspaniałego serialu Na cały Głos (The Loudest Voice) twórca i wieloletni szef stacji Fox News Roger Ailes grany przez Russella Crowe (obłędna charakteryzacja!) wypowiada słynne zdanie: „Ludzie nie chcą być informowani, chcą czuć się informowani!”. Kiedy jednak mijają napisy końcowe ostatniego odcinka dla cierpliwych pojawia się piosenka: to słynny protest song Johna Lennona „Just gimme some truth”:

Jestem wyczerpany słuchaniem wypowiedzi
sztywnych, krótkowzrocznych, ciasnych umysłowo hipokrytów.
Wszystko czego pragnę to prawda.
Więc dajcie mi trochę prawdy.

Mam już dość czytania wynurzeń
chorych psychicznie, upartych polityków.
Wszystko czego pragnę to prawda.
Wiec dajcie mi trochę prawdy.

 


 

 

(P. Uhma, Oblicza pluralizmów mediów publicznych w Polsce, 2019,

https://www.panstwoispoleczenstwo.pl/numery/2019-2/panstwo-i-spoleczenstwo-2019-nr2-uhma.pdf)